Morze Martwe leży między Górami Judzkimi, a Płaskowyżem Moabskim. Jest częścią tektonicznego Rowu Jordanu.
Według legend jest pod nim zalana Sodoma i Gomora, może dlatego jednymi z jego nazw w historii były Morze Cuchnące i Morze Diabelskie. Jedno jest pewne jest diabelsko słone – ma 260 promili, gdy nasze Morze Bałtyckie ma zaledwie 7-20! Z geograficznego punktu widzenia, nie jest to morze tylko wielkie jezioro. Lustro wody znajduje się w najniższym punkcie Ziemi – 422 m p.p.m. i ciągle się obniża Pomniejsza się też jego powierzchnia, ponieważ jest to akwen bez dopływów istnieje możliwość, że pewnego dnia zniknie zupełnie. Stąd plany doprowadzania wody rowem z Jordanii. W upalny dzień podobno odparowuje z Morza Martwego 7 mln ton wody! Sole mineralne jednak pozostają – przy takim zasoleniu jedyne organizmy żywe, jakie w nim pływają to turyści 😉 no i jeszcze trochę bakterii lubiących sól.
Woda i zawarte w niej minerały mają właściwości lecznicze – w szczególności dotyczy to skóry i stawów.
Morze nazywane było również Asfaltowym, a to nie bez powodu, ponieważ co jakiś czas uwalniany jest on z głębi ziemi, prawdopodobnie przez szczeliny w dnie. Największa gruda asfaltu, o której pisano w „The Biblical World” miała 2 700 kg.
Większość plaż nad Morzem Martwym jest płatnych. My po rozeznaniu terenu pojechałyśmy autobusem palestyńskim spod Bramy Damasceńskiej w Jerozolimie na bezpłatną plażę Ein Bokek.
Plaża jest żółtego koloru i barwi na żółto wszystko, co na niej położycie, ale na szczęście nietrwale. Jest nad nią rozpostarty płócienny dach, co przy temperaturze dochodzącej 50 stopni ma niebagatelne znaczenie. No i co niezmiernie ważne są tutaj prysznice ze słodką wodą i specjalne urządzenia do płukania oczu, albowiem woda z morza jest dla oczu niezdrowa.
No i powiem Wam, że wykonanie 10 kroków w tych temperaturach to jest wyczyn, myślicie sobie zaraz się schłodzę w morzu, a tu bach ktoś właśnie w wodzie gotuje chyba kartofelki, bo ma temperaturę jeszcze wyższą niż powietrze – przynajmniej odczuwalnie.
Przyzwyczajeni do właściwości wody, ze strachem pewnym siadamy usiłując wykonywać ruchy, żeby nie utonąć, a tu plusk nogi wyskakują Wam na powierzchnię same, a pupa na dno nie opada – super wrażenie! Pływanie na brzuchu ze względów bezpieczeństwa jest zabronione – podobno trudno jest się podnieść!
Gdyby się okazało, że nieczynne są bezpłatne plaże doradzam zapłacenie za jedną z płatnych. Wchodzenie na tzw. dzikie plaże jest bardzo niebezpieczne, ponieważ przy brzegu jest wiele niewidocznych szczelin, czy uskoków przykrytych cienką warstwą piasku, w które można wpaść i tyle człowieka widzieli. Nie wspominając o braku cienia i słodkiej wody, co jest bardzo niebezpieczne w tych temperaturach, gdyż grozi odwodnieniem.
Niektóre płatne plaże mają w ofercie czarne błotko, w którym możecie się kosmetycznie wytaplać przed kąpielą. Opłata za pobyt na plaży wynosi około 40 złotych.
W planie miałyśmy jeszcze ewentualne wejście lub raczej wjechanie kolejką do Masady. Jednak temperatura 47 stopni zupełnie nas zniechęciła do takiego wysiłku.
Wracałyśmy busikiem palestyńskim mknącym z prędkością niemalże światła. Kierowca pędził przed autobusem miejskim zgarniając mu wszystkich klientów radośnie informując o tym bliskich przez telefon.
Ceny za przejazd z Jerozolimy to około 30-40 złotych. Warto – fajna przygoda, przepiękne widoki i przejazd po terenach Autonomii Palestyńskiej oraz drogach ABCD jak to określił kierowca palestyński – czyli takich, po których mogą poruszać się wszyscy.
ZDJĘCIA WŁASNE ©
Wytaplałabym się w takim błotku. Na razie muszą mi wystarczyć izraelskie kosmetyki z minerałami z Morza Martwego 😉
Ano! Ja się w błotku nie taplałam, ale unosiłam na powierzchni 😀 Co do kosmetyków ostatnio odkryłam z solą z Wieliczki!
Z solą z Wieliczki brzmi obiecująco 😀
🙂