Jedziemy z Djupivogur do Myvatn skracając nieco drogę korzystając z dróg szutrowych – jest tutaj nieomalże pusto, po horyzont tylko ziemia o różnym kształcie.
Pierwszego dnia wieje, że niech to – słyszałam o słynnych islandzkich wiatrach, które potrafią wyłamać drzwi auta, a na to ubezpieczyciel tylko rozkłada ręce, a odpowiada w pełni za szkodę i płaci wypożyczający. No cóż otwierając drzwi naszego Jimmiego pamiętamy o tym bardzo dokładnie! Słyszałam też o opowieściach, kiedy to w zatrzymanym aucie pod wiatr nie dawało się otworzyć drzwi – bo wiatr je trzymał 😉 Wiatru nie widać, bo nie ma drzew, ani niczego, co by na niego wskazywało. Jednak wiatr się czuje – buja autem jak nie przymierzając wzburzone morze jachtem!
Dettifoss
W okolicach Myvatn jedziemy nad wodospad Dettifoss, który mnie oszałamia – nigdy nie widziałam tak niezwykłego miejsca. To najpotężniejszy wodospad Europy, wysoki na 44m i szeroki na 100m. Taka europejska Niagara. W każdej sekundzie przelewa się przez niego około 193m3 wody! To, co widzimy to środkowa z trzech kaskad, powyżej oddalony o kilometr jest wodospad Selfoss, który również robi wrażenie opadając wzdłuż biegu rzeki ze skał na długości chyba 300 metrów. Muszę przyznać, że jeśli nawet przez chwilę zdawało mi się, że już mnie po Dettifoss nie zachwyci żaden wodospad, to po kilku chwilach wiedziałam już, że to nieprawda. Żywioły przyrody nie mogą się znudzić, po prostu.
Wody tych wodospadów niesione są przez rzekę spływającą z lodowca Vatnajokull, którego jęzory oglądaliśmy kilka dni wcześniej!
Hverir , Krafla i Viti
Okolice pięknego Jeziora Myvatn to tereny geotermalne i wulkaniczne z przedziwnymi bulgoczącymi dołami z błotem w Hverir. Teren ten powstał w czasie erupcji wulkanu – można chodzić tutaj tylko wyznaczonymi ścieżkami, ze względu na temperatury tego wrzącego zapadliska, oraz kruchy grunt. Nieopodal można wspiąć się na niezwykły wulkan Krafla, gdzie chodząc po zastygłej lawie można sobie wyobrazić jak lawa wylewała się podczas erupcji wulkanu. Czarne skały zastygniętej lawy stwarzają niesamowite wrażenie.
Krafla:
Krater Viti jest zupełnie innym miejscem w kolorze brązu z pięknymi błękitno-zielonymi jeziorami. Powoli gdzieniegdzie zaczyna rosnąć trawa, co oczywiście przyuważyły owce i przychodzą się paść.
Co do owiec chodzą sobie luzem po całej wyspie – zauważyliśmy, że chodzą trójkami – nie wiemy dokładnie, z jakiego powodu, czy kierują nimi uczucia rodzinne lub przyjacielskie, czy ze względu na bezpieczeństwo, ale bez wątpienia, co trzy głowy to nie jedna!
W okolicach Myvatn i krateru Viti mieści się spora elektrownia geotermalna. Cały teren robi naprawdę niesamowite wrażenie kolorami, formacjami i parującą ziemią. Z elektrowni wypływa przedziwnie zielona i ciepła rzeka, w której zamoczyliśmy stopy, a Włosi po prostu zasiedli na pogawędkę.
Tutaj też jest mała Blue Lagoon, czyli baseny wśród gór z wodą w okolicach 40-42 stopni Celsjusza bez względu na temperatury powietrza. Niesamowity efekt, gdy wieczorem spada temperatura i woda zaczyna parować – wygląda to nieco kosmicznie.
To niesamowite, ale Islandia ma niemalże wszędzie gorącą wodę – do kąpieli, do ogrzewania po prostu wypływa z ziemi i gotowe. Cóż za oszczędności!
Skoro jest ciepła woda, to musiał się znaleźć przy drodze prysznic i umywalka 😉
Miasteczko Husavik
Z Myvatn warto pojechać do malowniczego miasteczka Husavik, z którego można wybrać się na poszukiwanie wieloryba, jak to niektórzy z przekąsem mówią „niewidzialnego”. Myśmy nie próbowali, chociaż jakoś wierzę, że w tym miejscu wieloryby muszą pojawiać się często.
Husavik to jedno z ładniejszych miasteczek, jakie widzieliśmy. To oczywiście miasto rybackie i z tradycjami wielorybniczymi. Spotkała nas w nim niespodzianka. Gdy weszliśmy do kościoła, akurat była msza, usiedliśmy, więc na chwilę słuchając islandzkiego księdza, zwróconego do nas o dziwo cały czas tyłem. Nagle wszyscy wierni zaczęli modlitwę „Ojcze nasz” … po polsku!
W Islandii około 3% ludności to Polacy – to dużo, zwłaszcza, że na Islandii mieszka około 350 tysięcy ludzi. Jednak Islandczycy mówią: „Jesteś z Polski? Powinieneś być dumny, mieszka tu dużo Polaków, to pracowici i porządni ludzie i chodzą do kościoła”. To miłe…
Bogarvirki – twierdza Wikingów
Kierując się ku fiordom zachodnim zaglądamy do twierdzy Bogarvirki, która podobno jest pozostałością jeszcze z czasów Wikingów! Faktycznie na wzgórzu stoją mury ułożone z kamieni z wejściem, a nawet pozostałością izby. Ciekawa odmiana wśród przyrody, bo zaraz „za rogiem” czeka na nas następny przepiękny wodospad.
Wodospad Godafoss
Wodospad Godafoss, czyli Wodospad Bogów jest związany z jednym z ważniejszych wydarzeń na Islandii – a mianowicie przyjęciem chrześcijaństwa w roku 1000. To do tego wodospadu kapłan i zarazem naczelnik pobliskiego okręgu wrzucił posągi pogańskich bogów po powrocie z historycznego zgromadzenia rodów islandzkich w Althingu, na którym zdecydowano o zmianie religii pogańskiej na chrześcijaństwo. Mówi się, że kapłan niekoniecznie do końca zmienił wiarę, jednak polityczna sytuacja tego wymagała, aby chrześcijaństwo przyjąć. Religia katolicka przetrwała do XVI wieku, kiedy to wraz z Duńczykami pojawił się kościół ewangelicko-luterański.
I to na razie tyle, wkrótce fiordy zachodnie…
Ależ niezwykłe miejsce mi pokazałaś. Dziękuję. Jestem pies na krajobrazy i naturę nie tyle na architekturę, co na cuda stworzenia. I ja tam kiedyś pojadę.
Ja teź uwielbiam przyrodę. Islandia jest wyjątkowym miejscem. Jedź! 🙂
Pingback: Islandia część trzecia – Fiordy Zachodnie | FABRYKA CZASU ULOTNA