Rzym, miasto magiczne, miasto zakochanych, miasto pełne historii.
W Rzymie miałam przyjemność przebywać dosyć długo. Pewnego dnia postanowiłam zwiedzić dzielnicę żydowską na Zatybrzu, czy mówiąc po włosku Trastevere, podobno najstarszą dzielnicę Rzymu, chociaż do miasta przyłączoną dopiero w I w p.n.e.
Jest to zakątek Rzymu, który od wieków był wielokulturowy, początkowo zamieszkiwany przez Etrusków, potem robotników i obcokrajowców, budowano tu wiele świątyń poświęconych zagranicznym bogom, tutaj też obserwowano największe zmiany, gdy zaczęto mówić o religii chrześcijańskiej, może dlatego są tutaj wczesnochrześcijańskie bazyliki jak na przykład jedna z najstarszych w Rzymie przepiękna bazylika Santa Maria in Trastevere, powstała już w IV w. n.e. W bazylice możemy między innymi podziwiać niezwykłe mozaiki, a na kopule 12 Apostołów przedstawionych, jako owce, pośrodku których znajduje się baranek w aureoli, czyli Baranek Boży (Agnus Dei) innymi słowy Jezus.
Rozkwit Trastevere przypadł na wieki od XI do XIII, głównie dzięki napływowi kapitału żydowskiego. Niestety stworzenie w 1555 roku getta zakończyło złoty okres.
Do lat 70 XX w, była to dzielnica robotnicza, a obecnie zamieszkuje tu coraz więcej artystów. Mieszkańcy Trastevere uważają się za rzeczywistych potomków starożytnych Rzymian, podobno mają nawet nieco odmienny dialekt od reszty Rzymu.
Stąd pochodzi Ennio Morricone jeden z moich ulubionych muzyków filmowych. Podobno mieszka tu Bernardo Bertolucci.
Możemy się po Zatybrzu przechadzać godzinami ciasnymi uliczkami i przytulnymi zaułkami, zaglądać do malutkich sklepików i kawiarenek.
Napotkamy na swojej drodze tradycyjne, małe zakłady rzemieślnicze, a gdy się zmęczymy możemy odpocząć w jednej z niezliczonych knajpek.
Tutaj też możemy spotkać króla kuchni – Carciofi, czy też po prostu karczocha, ale podobno tylko tutaj w odsłonie Carciofi alla giudia, czyli karczocha po żydowsku.
I czyż mogłam sobie odmówić zjedzenia tej niezwykle egzotycznej w Polsce rośliny w tak niezwykłym miejscu, na dodatek przygotowanej przez specjalistów? Nie! Odpowiedź brzmi, nie!
No i tak też uczyniłam – karczocha zamówiłam. Podobno jest on smażony w oliwie i podczas pieczenia otwiera się jak kwiat. I faktycznie dostałam na talerzu przepiękny upieczony kwiat. Wieść niesie, że jest chrupiący, na szczęście, wiedziałam już wtedy, że właściwie z karczocha zjada się tylko środkowe płatki – czy raczej liście, dlatego nie zachrupałam się na śmierć.
No cóż mogę powiedzieć? Żałuję, że nie mam zdjęcia mojego pięknego karczocha, oraz odbicia mojej skonfundowanej miny. Na szczęście łypnęłam okiem lewym na siedzących tam turystów z dokładnie takimi samymi kwiatami i minami. Ha! Pomyślałam, co za ulga, należę do większej grupy sprawdzaczy menu rzymskiego.
Ale tak serio, to była wielka przygoda spotkać się oko w oko z karczochem po żydowsku w dzielnicy Trastevere, między jedną łazęgą uliczkami, a drugą.
Polecam.
© ZDJĘCIA WŁASNE.
Pingback: Karczochy sauté | fabryka czasu ulotna
Pingback: Karczochy sauté – Thermomix u Ani