„P” jak przyjaciele
Jeśli chodzi o podróżowanie to nie wyobrażam sobie samotnych dłuższych wędrówek. Owszem krótki wypad, żeby się wyciszyć, pomyśleć o życiu, zatrzymać na chwilę czas…
Ale przy długim wędrowaniu, eskapadzie, wyprawie nie wyobrażam sobie samotności. Wspaniale jest dzielić się wrażeniami, wieczorem usiąść wygodnie i porozmawiać, zastanowić się, co będzie jutro.
Wiadomo, nie każdy z naszych przyjaciół będzie się dobrze czuł we wszystkich miejscach, które my lubimy, dlatego dobrze jest jechać z kimś, kogo się zna i wie, że mamy podobne potrzeby, żeby się potem nie zadręczyć nawzajem. Omówić ewentualne nieścisłości.
Podróże to też ludzie, których spotkamy, tacy przyjaciele podróżni, z którymi wspaniale spędza się nam czas gdzieś po drodze, a z którymi często po powrocie wymienimy kilka maili, czy zdjęć. Pewna jestem jednak, że jeśli gdzieś się znów spotkamy z przyjemnością będziemy razem kontynuować podróżną przyjaźń.
Przyznaję, że zdarza mi się jechać z ludźmi nieznanymi mi w ciemno, jednak są to wyjazdy z góry nastawione na pewne trudności i wysiłek i jak dotąd odpukać napotkani współpodróżnicy byli zawsze wspaniali.
Raz, nie było do końca różowo. Bardzo dawno temu, jeszcze w czasach studenckich wybraliśmy się naszą najwspanialszą paczką świata w góry i dopiero na miejscu okazało się, że zapomnieliśmy sprawdzić czy każdy z nas lubi góry. Jednak poza różnymi prędkościami, jęczeniem i wzdychaniem daliśmy radę, a wieczorne wspólne kolacje umilały nasze wspólne życie w doli i niedoli. Po powrocie nadal się kochaliśmy, ale wiedzieliśmy już doskonale, że jeśli gdzieś wszyscy pojedziemy razem to będzie to, co najwyżej plaża 😉
ZDJĘCIA WŁASNE ©
W tym roku zabrałam ze sobą parę przyjaciół. Na początku byli zafascynowani wycieczką, ale im bliżej wyprawy tym mniej tego zainteresowania było. Myślałam sobie, że może jestem taką dobrą organizatorką, że zdają się w całości na mnie… Choć uważałam, że nawet jeśli, to mnie przeceniają. Jechaliśmy do Finlandii z Polski na dwa samochody. Właściwie jedyne o co poprosiłam przyjaciela to by ogarnął kwestię promów, bo najlepiej z nas wszystkich mówił po angielsku. No niestety, jak chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam. 😉 Jak się okazało w trakcie wakacji, wszystkie moje obawy się zrealizowały. Zamiast cieszyć się urlopem, to się tylko złościłam. A to że wstają za późno, a to, że za wolno składają namiot, a to, że dzień w dzień wszystkim kanapeczki robiłam… Dodam, że ja miałam jeszcze dwójkę przedszkolaków do ogarnięcia, a oni dorośli ludzie. Trochę wylewam tu swoje żale, ale minęło już pół roku a mnie to dalej boli.
Zabierając kogoś w podróż na prawdę trzeba z nim wszystko obgadać. Tym bardziej jak na co dzień żyje się zupełnie inaczej. I jeżeli są jakieś wątpliwości też warto je poruszyć. Nie ma „że jakoś to będzie” jak są zupełnie inne oczekiwania, to będą zgrzyty.
Pozdrawiam
No tak, bo okazuje się na miejscu, ze lubicie różne tempo i różne rzeczy i może wtedy jest dobrze, gdy potraficie czasami robić swoje. A to strasznie smutna sprawa gdy wymarzone dwa tygodnie, czy miejsce spędzania czasu zamieniają się w kocioł!
Pozdrowienia 🙂
Nauczka na przyszłość jest 😉
Dokładnie, kiedyś w czasach studiów miałam taką nauczkę ;-P
Tylko szkoda mi strasznie, że tak wpłynęło to na mój sposób myślenia o wakacjach z innymi, że mam obawy, niee… Ja mam wręcz konwulsje jak usłyszę od kogoś, że chce jechać z nami. My w czteropaku jesteśmy dobrze dograni, ja gotuję, dzieciaki znoszą tobołki, a nie-mąż rozstawia namiot.
Ale jest na to sposób! Trzeba się wybrać na weekend, gdzieś bliżej i się przetestować. 🙂
Dokładnie! 😀