Idziemy do Astorgi (9)

Wyjście z Leon, tak jak i dojście do niego nie należą do fajnej części Camino, a wynika to z faktu, że Leon jest dużym miastem o rozbudowanych przedmieściach, więc sporo czasu drypci się po asfalcie. Wiadomo z plecakiem i w wysokich temperaturach to po prostu nie może być przyjemnością, jednak i tutaj spotkało nas coś miłego, a mianowicie przed niektórymi domami wystawione były stoliki z poczęstunkiem dla pielgrzymów, a uśmiechy mieszkańców dodały nam otuchy.

Następne miejsce noclegowe było w alberdze Vieira, po prostu nocleg na podłodze i tyle. Jestem zmęczona. Rano wyruszamy do Astorgi, nie jest daleko, więc będziemy wcześnie. Za Astorgą zaczynają się góry.

Wstajemy wcześnie rano i idziemy dalej. Przechodzimy przez urocze miasteczko Hospital de Orbigo, do którego wchodzi się przez przepiękny średniowieczny most rozpięty nad rzeką.

W miasteczku kupiłyśmy wreszcie znaczki i wysłałyśmy kartki – zdążą dojść, w końcu przed nami jeszcze dwa tygodnie podróży.

Kupiłyśmy też smakołyk, dla mnie wprost niebiański, bo były to sprasowane figi z migdałami. Ech, że też w Polsce nie ma fig, uwielbiam je w każdej postaci…

Na skrzyżowaniu dróg zastanawiamy się, którą wybrać – jak wiadomo boimy się już teraz nieco dróg alternatywnych. Niestety rada mieszkańców okazuje się nietrafiona, gdyż skierowali nas na nową drogę w ich odczuciu wygodniejszą, czyli znów wzdłuż szosy, brrr. Żałujemy cały czas. Wpadamy na pomysł, że Hiszpanie po prostu lubią patrzeć na mozolących się pielgrzymów ze swoich wygodnych samochodów i machać im radośnie rękami na pozdrowienie.

Peregrino jest rozpoznawalny wszędzie nawet bez kostura i plecaka, spacerujący po uliczkach miasta charakteryzuje się lewostronną opalenizną, posiada „białe skarpetki” i „białego T-shirta” (po wymyciu oczywiście)– reszta ciała spalona jest przez słońce! I też jest radośnie witany przez mieszkańców. Peregrina w Hiszpanii się lubi, sami peregrino-pielgrzymi też się lubią nawzajem, łączy ich wspólny wysiłek, dlatego rozmawiają ze sobą jak starzy przyjaciele. To jest niezwykła część wędrówki.

Ale oto przed nami krzyż na wzgórzu, a za nim w dolinie rozpościera się Astorga. Przepiękny widok!

Po dojściu do Astorgi kierujemy się na ulicę Calle San Javier do albergi o tej samej nazwie, przez kogoś nam poleconej. Przyznaję, że byłam zmęczona, nie wiem czy było to po mnie widać, czy też taki mają zwyczaj w tej alberdze, ale zaproponowano nam więcej niż jeden nocleg. Byłam uszczęśliwiona. Na dodatek alberga współpracuje z piękną restauracją hotelu Gaudi, w której zjadłyśmy wykwintny obiad składający się z dań hiszpańskich, mmmm, w cenie specjalnej dla peregrino 11 euro.

Aby dopełnić obraz mej radości, dodam jeszcze, że Astorga to stolica czekolady hiszpańskiej. Dlatego też, wałęsając się po uroczych uliczkach miasteczka zachodziłyśmy do prawie każdej cukierni, aby wybrać nowy czekoladowy smakołyk. Oczywiście Muzeum Czekolady również zwiedziłyśmy, jak na łakomych peregrino przystało.

Alberga San Javier, jest bardzo ładna i przestronna, wykończona drewnem, ze wspaniałą kuchnią, z której można korzystać w celu przygotowania sobie wszelakich posiłków. Drewniane podłogi przyjemnie trzeszczą, gdy się po nich chodzi. Pełna wygoda i wypoczynek. Muszę przyznać, że te dwa dni pozwoliły mym członkom i plecom dojść do siebie i już w dalszej drodze nie miałam więcej kryzysu.

Tak prowadzi ta droga – wie, kiedy zaproponować dłuższy wypoczynek, pomyślałam sobie zasypiając drugiej nocy.

Następnego dnia rano wyruszyłyśmy dalej, tym razem już znów wzdłuż pięknych widoków przyrody. Wyruszyłyśmy w kierunku gór…

© ZDJĘCIA WŁASNE

Reklama

4 uwagi do wpisu “Idziemy do Astorgi (9)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s