Tym razem zacznę od końca podróży. Lub od wątków podróżowania koleją we Włoszech w ogóle.
Przynajmniej, jeśli chodzi o moje doświadczenia z kolejami włoskimi to kolejka może nie pojawić się w ogóle, może się spóźniać, lub może być idealnie na czas. Ale jak zaplanować w takich warunkach podróż i to na przykład na lotnisko, na które spóźnić się nie opłaca zupełnie? 😉
No cóż, dodając do tego moje południowe, niech tak to nazwę usposobienie, czyli zajmę się tym jutro, moja podróż powrotna nie była usłana różami, ale po kolcach też nie chodziłam.
Okazuje się na przykład, że Włosi od godziny 23 do 4.30 po prostu wszystko zamykają, gaszą światła i idą spać, za co ja ich podziwiam w gruncie rzeczy, bo to bardzo humanitarne zjawisko. Jednakże przez to humanitarne zjawisko, czyli ciemności i pustki absolutne, jakie zapanowały nad miastem urozmaicone snującymi się tu i ówdzie pojedynczymi lub raczej zorganizowanymi w grupy imigrantami na lotnisko pojechałam taksówką uciekając po prostu z miejsca, w którym poczułam się zagrożona, czego naprawdę z wrodzonego sknerstwa unikam jak diabeł święconej wody, ale cóż było robić!!!
Wracając do kolei, moimi ulubionymi w rejonie Puglia, czyli południowych Włoszech stały się koleje regio i ich niezwykły często wygląd, nawet mi niekojarzący się z niczym widzianym w Polsce. Czasami można by rzec puszczają na trasę eksponaty muzealne.
Stąd, jako wielbiciel różnych metalowych gadżetów musiałam zrobić kilka pamiątkowych zdjęć!
Jadąc na wycieczkę poznałam włoskie słowo „sopreso” – a znaczy to, że nie będzie kolejki??? Mmm, a następna będzie? Oczywiście, że będzie, ale dla odmiany „retardo”, czyli opóźniona!
Często też nie wiadomo, dokąd kolejka ta jedzie, na szczęście problem braku pewności rozwiązują pracownicy kolei, którzy są zawsze pod ręką i służą pomocną dłonią, oraz zbłąkanych podróżnych nakierowują w odpowiednie miejsca przedziwnych peronów kolei regio.
Moimi ulubieńcami stały się też zegary na stacjach, które zazwyczaj nie chodziły, ale żeby było ciekawiej z każdej strony pokazywały inną godzinę!
Jednakże, jako polski podróżnik w wieku przyprószonym siwizną nie narzekam, bo wiele ciekawszych rzeczy moje oczy na kolei widziały, a serce nie raz zadrżało z trwogi ; -) lub uciechy, gdy to na przykład autostopem, czy raczej „kolejostopem” parowozem po Kaszubach jechałam…
Tak, więc szerokiej drogi turtur turtur…
O, ciekawe. A ja myślałam, że nic nie zdoła przebić „fantazji” naszego rodzimego PKP (czyt. Pewnie Kiedyś Przyjedzie) 🙂
ano i ja zadziwiłam się strasznie, chociaż też ucieszyłam 😉