Do Tokatu trafiłam z racji swojej pracy, dlatego też to miasto zawsze będzie kojarzyło mi się z niezwykłymi, ciekawymi świata dziećmi, nauczycielem fizyki, pod którego czujnym okiem młodzież przygotowała interesujące doświadczenia i który, ku zachwytowi gawiedzi wystrzelił na koniec zajęć, na dziedzińcu, rakietę w kosmos – oczywiście troszkę przesadziłam. Będę pamiętała innych nauczycieli i niezwykle ciepłego dyrektora szkoły, z którą mamy przyjemność współpracować w ramach międzynarodowego projektu edukacyjnego.
Jednocześnie Tokat to moje pierwsze zetknięcie z Azją. Miasto w północno-środkowej Turcji oddalone jest od Istambułu o około 800 kilometrów, można tam dolecieć niedużym samolotem lądującym na niedużym lotnisku. Miasto też jest nieduże, zamieszkuje je około 200 tys mieszkańców.
Przez miasto przepływa rzeka Zielona, która łączy swoimi wodami Tokat z miastem Amasya, ale o tym kiedy indziej. Tokat jest przepięknie położony, na wysokości ponad 600 m.n.p.m wciśnięty między wzniesienia Wyżyny Anatolijskiej. Na jednym ze szczytów górują nad miastem ruiny otomańskiej cytadeli z powiewającą flagą Turcji. Historia miasta sięga II tysiąclecia p.n.e, początkowo było chrześcijańskie, od XIV wieku pozostawało w granicach imperium osmańskiego. Do początku XX wieku mieszkało tu wielu Ormian, którzy musieli opuścić Tokat w 1923 r.
Miasto poznałam tylko troszkę z braku czasu – byłam ciągle w biegu.
Jednak pewnego wieczoru udało mi się zrelaksować w łaźni tureckiej zwanej hammam. Jest to można powiedzieć sauna w marmurze z misami do polewania się wodą, po wyjściu jednak było najciekawiej. W przebieralni odbywała się impreza pełnych radości kobiet, śpiewających, tańczących i grających na bębenku. Tutaj kobiety mogą stać się sobą, nikt ich nie ocenia. Miałam przyjemność przyłączyć się do ich spotkania potańczyć i pograć na bębenku, nie wiem tylko dlaczego z pięknego wcześniej tańca zrobił się „taniec Indian, przygotowujących się do walki” – chyba muszę trochę poćwiczyć!
Urzekła mnie turecka herbata z pięknych samowarów, podawana w malutkich szklaneczkach w kształcie kwiatów tulipanów – podobno tulipany są z Turcji! i kawa w malutkich filiżankach z ziarenkami kawowych drobinek w piance.
Co do jedzenia – mogłabym stołować się w Turcji już zawsze! Wiem wreszcie co to jest kebab, a Tokat kebab po prostu mnie uwiódł.
Dźwięki miasta są zupełnie odmienne, Turecki kierowca musi użyć co chwilę klaksonu, żeby zaznaczyć swoje niezadowolenie, a co kilka godzin nad miastem rozbrzmiewa nawoływanie do modlitwy z pobliskich, licznych meczetów. Pomimo świadomości tego dźwięku, nocne nawoływanie przyprawiło mnie o dreszcze – poderwałam się z łóżka zastanawiając nad wszystkimi popełnionymi grzechami!
Miasto tętni życiem i różnorodnością, kobiety ubrane są i po europejsku i po turecku, w długich płaszczach i hidżabach czyli chustach na głowie – wyglądają elegancko. Niewiele kobiet, głównie starszych chodzi w czarnych nikabach zakrywających twarz spiętą na nosie chustą – w tym stroju nie gustuję…
I tyle ze wspomnień, pora wracać do domu…
© ZDJĘCIA WŁASNE.
Pingback: Subiektywny alfabet kobiety w podróży (J) | fabryka czasu ulotna