Do Gruzji zawiodła mnie jak zwykle ciekawość. Opowieść zacznę od przemieszczających się za oknami dróg i krajobrazów, a przemieszczało się ich w czasie mojej wędrówki mnóstwo. Z Tbilisi popędziliśmy do Mestii w Swanetii, potem do Uszguli, do Batumi w Adżarii i znów do Tbilisi, by pojechać jeszcze do David Garedża przy granicy z Azerbejdżanem…
Zacznę od miasta. Co mnie wprost przeraziło jeśli chodzi o miejskie ulice to niefrasobliwość poruszających się po mieście samochodów, zapomnijcie, że ktoś was przepuści, nawet jeśli stoicie właśnie na środku drogi, a wkoło was pędzą auta musicie spokojnie czekać na przerwę w ruchu i wtedy zakończyć przechodzenie na drugi „brzeg”.
Ulicami faktycznie przemieszczają się wśród pędzących aut babcie, dziadkowie, matki z dziećmi na rękach i wszyscy pozostali ludkowie niezmotoryzowani. Jeśli zaś kiedyś myśleliście, że będąc na rondzie macie pierwszeństwo, to zapomnijcie o tym szybciutko, bo oto przemknął przed wami właśnie jakiś bus, który powinien był przecież czekać, bo na rondo się włączał.
Niewątpliwym zdobywcą dróg jest nie, kto inny, a krowa. Te faktycznie niczego się nie boją, stoją z wyrazem zamyślenia na swych krowich łbach i nic ich nie poruszy. Stoją w poprzek, wzdłuż, leżą przy brzegu drogi i patrzą, ale ruszyć za bardzo się nie chcą, mają czas może – właśnie w tym momencie jeden z ich żołądków zajęty jest pracą i krowa potrzebuje spokoju. Tak czy śmak kierowcy gruzińscy sprawnie je omijają stosując slalom gigant, czasami ledwie, co zwalniając.
Za oknami przemykają ustawione wzdłuż dróg ule i słoiki pełne pysznego miodu często z zanurzonymi w nich plastrami, migają stragany z owocami, warzywami, czapkami, skarpetami, koszami wiklinowymi, hamakami i huśtawkami wyplatanymi ze sznurka i drewna, a my mkniemy dalej i dalej…
Gruziński kierowca, gdy zobaczy nadjeżdżającego znajomego z przyjemnością zatrzyma się na środku drogi żeby sobie pogawędzić przez okno, skutecznie blokując drogę, ale przecież spokojnie, dokąd się spieszyć? Jeśli wydaje się wam, że nie można porozmawiać z pasażerem sąsiedniego samochodu pędzącego właśnie autostradą do Tbilisi to się mylicie, Gruzin to potrafi – dwa auta ustalają wspólną prędkość na przykład 120 km na godzinę i Gruzini spokojnie zadają sobie pytania i dają odpowiedzi wśród pędzących aut i wyrazu rozpaczy na twarzy przyglądającej się temu Polki, czyli mojej. Zresztą, jeśli chodzi o prędkość to nie zawsze jest ona łatwa do ustalenia – nasz kierowca w miejscu nieistniejącego już prędkościomierza miał święty obrazek, co budziło moją nadzieję na przeżycie. Za oknem pojawia się ograniczenie prędkości do 40 km na godzinę i może kierowca chciałby zwolnić, czemu nie, ale skąd może wiedzieć, z jaką prędkością jedzie???! Za oknem przemykają skały i przepaście, droga już dawno nie jest asfaltowa, zakręty i zakręty bez końca, a my mknieeeeeeemy! Zapomniałam dodać, że we wszystkich autach, którymi dane było mi jechać przednia szyba była mniej lub bardziej popękana, może od spadających na nią o zgrozo kamieni??! Ale jakoś tutaj na górskich drogach czułam się bezpieczniej niż na autostradzie, nie wiem czemu, może dlatego, że to na tej ziemi i wśród tych gór dorastał Zaza, Didi czy inny Gruzin prowadzący właśnie samochód zwany popularnie marszrutką.
Droga Wojenna, której tak się obawialiśmy okazała się najprostszą z naszych dróg, obecnie jest to piękna, malownicza szosa wśród gór. Drogi Swanetii na przykład z Mestii do Uszguli, czy droga z Batumi do Tbilisi przez Góry Mescheckie oddały nam jednak dawne odczucia zgrozy z Drogi Wojennej.
Wyobraźcie sobie na przykład, że jedziecie kamienistą wąską drogą nad kanionem, w którym gdzieś w dole wije się rwąca górska rzeka, nad wami skały z wyraźnie, co jakiś czas spadającymi kamlotami i nagle pojawia się znak drogowy z ograniczeniem prędkości przeprosinami za niedogodności przekazanymi nam właśnie przez budowniczych dróg gruzińskich, no faktycznie za znakami są robotnicy i jest jeszcze gorzej, czyli mieści się ledwo jeden samochód, bo właśnie ostatnio padający deszcz część drogi po prostu oderwał! No to pędzimy dalej przez niezwykłe krajobrazy Gruzji…
Szerokiej drogi – ფართო გზა
ZDJĘCIA WŁASNE ©
Ania, w swoich podziękowaniach zapomniałam o Twoim blogu i zdjęciach – podobają mi się bardzo.
haha, dziękuję i zapraszam na blogowe chinkali 😉 A jak zawitasz w Trójmieście to na domowe!
Pingback: Gruzja, Cminda Sameba i Kaukaz | fabryka czasu ulotna