Moim ulubionym miejscem rowerowym jest koniec trasy nadmorskiej, czyli miejsce, w którym Motława wpływa do zatoki, a zielona i czerwona latarnia się temu przygląda. Miejsce to zdobywałam i jachtem i rowerem, a teraz mówię o rowerze. Gdy pierwszy raz tam dojechałam poczułam się jak w jakiejś Grecji czy sama nie wiem gdzie, może w Nowym Porcie?
Ale dzisiaj pojechałyśmy dalej – do gdańskiej latarni morskiej z 1894 roku. Latarnia w swoich czasach była bardzo nowatorska i pionierska i to w skali światowej – a najciekawsza jest w niej tak zwana kula czasu, czyli optyczny sygnał służący do regulowania okrętowych chronometrów służących do wyznaczania długości geograficznej na morzu. Pierwsza kula zainstalowana była w Greenwich. Pierwsza na Bałtyku pojawiła się w Kilonii, a nasza z Nowego Portu jest drugą bałtycką kulą czasu. Kulę wciągano na szczyt masztu o 11.55, a punktualnie o 12.00 impuls elektryczny przerywał obwód przytrzymującego ją elektromagnesu i ażurowa kula ważąca 75 kg opadała w dół. Kula czasu działała do roku 1929.
W roku 1984 oddano do użytku nową latarnię, a o tej zapomniano. Na szczęście w roku 2008 została zrekonstruowana dzięki komandorowi J. Michalakowi i możemy ją obejrzeć w działaniu do teraz. Jest to rarytas, bo nad Bałtykiem jest tylko jeszcze jedna taka kula w Karslkronie. Latarnia jest własnością prywatną wielkiego pasjonata, wpsomnianego komandora Jacka Michalaka mieszkającego w Kanadzie, który jak wieść niesie, kupił ją by uratować i uratował.
W latarni jest też okno, z którego padły pierwsze strzały w czasie II Wojny Światowej – o 4.45 Niemcy strzałami z tego okna skierowanymi na Westerplatte rozpoczęli wojnę, 3 minuty później ostrzał rozpoczął pancernik „Schleswig-Holstein”.
Wewnątrz jest sympatyczne muzeum i wystawa zdjęć innych, oczywiście pięknych latarni morskich, bo one wszystkie są piękne! A widok z balustrady jest naprawdę wart zobaczenia.
Ja osobiście lubię takie miejsca, myślę w nich o morzu, żeglowaniu, statkach, buczkach przeciwmgielnych, wodzie, sztormie i wielu innych rzeczach…
Polecam, pojechać na rowerze, a jeśli nie, to wybrać się tam na inne sposoby. Kiedyś potuptałyśmy pieszo ścieżką nadmorską z Zaspy, fajny to dzień na spędzenie z bliskimi.
Korzystałam z ulotki „Gdańsk Latarnia Morska w Nowym Porcie” wydanej przez UM w Gdańsku z tekstem prof. Andrzeja Januszajtisa.
© ZDJĘCIA WŁASNE.