Gamardżoba – już tłumaczę – to po gruzińsku „dzień dobry”.
Dzisiaj będzie o Swanetii, a właściwie dwóch miejscach Mestii i Uszguli, Mestia to stolica Swanetii i zarazem maluteńkie miasteczko, Uszguli to wioska ukryta gdzieś wysoko w górach, podobno jest to najwyżej położona osada w Europie – 2200 m.n.p.m. Region został wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego UNESCO.
No to zaczynamy. Najbardziej niezwykłe, co odnaleźć możemy w obydwu miejscach to tak zwane wieże! Wieże budowane były w czasach średniowiecza, teraz po prostu stoją lub powoli przestają stać. Mają od 4-6 pięter, czyli nawet ponad 20 metrów, zbudowane są w taki sposób, że zdobyć się ich nie da. Podobno zaczęło się od waśni klanowych i najazdów wroga, innymi słowy od ochrony rodziny. Czytałam, że kiedyś w czasie wojny 300 osobowy oddział usiłował taką wieżę zdobyć, po trzech dniach podłożyli materiał wybuchowy i dali ultimatum – „wychodzicie lub wysadzamy” – wyszło dwóch Swanów… Tak czy inaczej w wieży podobno rodzina mogła przetrwać kilka miesięcy.

wieże w Mestii

wnętrze wieży
W wieżach każde piętro pełniło inną rolę, na parterze mieszkała zwierzyna, następnie składowane były zbiory, dalej mieszkali ludzie, ostatnie piętro służyło do obrony. Wieża zazwyczaj, jeśli nie zawsze połączona była z domem, z którego można było bezpośrednio wejść do środka. Być może stały też wieże wśród zabudowań tego nie wiem. Piętra połączone były drewnianymi drabinkami, a wejścia ułożone naprzemiennie, żeby w razie upadku nie spaść na sam dół. Wyglądają wspaniale górując dumnie nad krajobrazem wiosek.
Mestia to niewielkie miasteczko ciągle się rozwijająca z pięknie wybudowanym rynkiem, parkiem i niezwykłym muzeum. W muzeum można podziwiać zbiory ikon, krzyży oraz inne drogocenne zbiory ze świątyń, można obejrzeć meble, skarby i wiele innych rzeczy, a pośród nich wielki kocioł, w którym można ugotować woła lub barany i złożyć je w ofierze przed kościołem, a ciągle takie zwyczaje tu panują. I nic to, że Gruzja przyjęła chrześcijaństwo w III wieku, czyli wcześniej niż Polska, pogańskie zwyczaje wplotły się w chrześcijańskie i już.
Nie była by Mestia gruzińska gdyby nie było w niej kościoła pełnego pięknych ikon, a nazywa się on Macchwariszi. Faktycznie kościoły stare i nowe są w Gruzji wszędzie i są bardzo ważne.
Na rynku Mestii mieści się klimatyczna kawiarenka z możliwością posłuchania od czasu do czasu gruzińskiej muzyki na żywo, a przynajmniej nam się to udało. Co dziwne, wiele pomieszczeń stoi pustych, a duży pawilon sklepowy z otwartymi na oścież drzwiami zapraszającymi na oglądanie pustki jest chętnie odwiedzany przez mestyjskie, czy może mestiańskie krowy, które zostawiły w nim sporo placków…

widok z dachu wieży na Mestię

rynek w Mestii

cmentarzyk w Mestii

Ushba
Z Mestii leżącej w okolicy Ushby, malowniczego szczytu o dwóch wierzchołkach, można robić przepiękne wycieczki w góry lub odwiedzić leżące 47 kilometrów dalej Uszguli, chociaż pamiętajcie, że dojechanie tam zajmie wam jakieś 2,5-3 godzin, taka droga!

w drodze do lodowca

w drodze do lodowca

lodowiec Chaladi niedaleko Mestii
Wijąca się przez góry, z przepaściami, strumieniami, rwącą rzeką i często utrudnieniami spowodowanymi deszczem, takimi jak na przykład zerwana droga. Uszguli rozciąga się na kilka kilometrów, na których rozrzucone są grupy zabudowań z wieżami, wygląda to bajecznie. Ostatnia grupa domów kończy się w dolinie, a nad nią na pagórku góruje stary piękny kościół, za którym dla odmiany widzimy najwyższy szczyt Gruzji Szcharę (5068 m n.p.m.). Szczyt zdobyli po raz pierwszy Polacy w latach 30 XX wieku.
Uszguli podobno w czasie zimy odcięte jest przez kilka miesięcy od reszty świata, nie dziwi mnie to biorąc pod uwagę drogę, którą przyjechaliśmy, a ta od strony Kutaisi jest podobno jeszcze gorsza.

Uszguli

Uszguli
Możecie tutaj wejść do muzeum, a jest to dom i jego wnętrze, takie, jakie było w dawnych czasach. To, co zachwyca to snycerka, każdy drewniany przedmiot począwszy od drzwi, poprzez meble, a skończywszy na naczyniach jest pokryty przepięknymi wzorami i bogatą symboliką.
W Uszguli mieliśmy zdobyć podnóże lodowca jednak, znacie góry, w nocy zaczęło lać jak z cebra, rano lało dalej. Wyjeżdżaliśmy we łzach, przynajmniej ja…

cerkiew w Uszguli

Uszguli żegna nas w strugach deszczu
Uwaga, uwaga, jeśli do Uszguli jedziecie z Mestii nie wolno przegapić maleńkiego kościółka na wzgórzu w Kalo. To istna perła wśród świątyń. Nie wiem czy zawsze tak się zdarza, ale zaraz po tym jak wdrapaliśmy się na wzgórze pojawił się mieszkaniec wioseczki i otworzył nam drzwi do kościółka, ja osobiście oniemiałam, gdy ujrzałam wnętrze i to, co kryło. Jest maleńkie, ale robi tak niezwykłe wrażenie, na środku stoi wielki kamienny krzyż z góralską czapą na wierzchu, ściany pokryte są starymi freskami, a każde wolne miejsce wypełnione jest ikonami.

cerkiew św. Kwiryna XI w w Kalo

fresk z cerkwi

wnętrze cerkwi w Kalo
Podobno dwa razy do roku mieszkańcy wdrapują się gromadnie na wzgórze i składają w ofierze bydlątka korzystając z wielkiego żeliwnego gara, w którym je gotują… zapomniałam sprawdzić, ale chyba po ugotowaniu je zjadają…no bo co? Podobno wtedy dzwonią też 100 kilogramowym dzwonem, a nawet robią zawody, kto dzwon podniesie, hm.
Jedna dobra rada gdybyście się wybierali do Gruzji w takich miejscach jak wioski górskie zamieszkajcie u miejscowych ludzi w wynajmowanych przez nie pokojach, może czasami nie będą tak luksusowe jak hotele, ale poznacie ich gościnność i prawdziwe gruzińskie jedzenie. A jedzenie gruzińskie jest przepyszne, a gościnność Gruzinów jest niezwykła. Nie ominie was też wypicie słynnej chachy (czaczy) z gospodarzem i wzniesienie kilku, a może kilkunastu toastów! Łyk czaczy – wódki z winogron odkaża gardło i żołądek na tydzień 😉

kolacja

kociołek „świąteczny” – ten jest z muzeum

fotel głowy rodziny z dawnych czasów
Podobno uczta nazywa się w Gruzji „supra” moim zdaniem każda nasza kolacja w górach była suprą. No cóż tego lata zamiast schudnąć przytyłam, ale gdy gładzę swe tłuste boczki przypominają mi się gruzińskie przysmaki i już mi tak nie żal…
No cóż to by było na tyle, teraz idę na rower, potem rolki, potem siłownia i na koniec wrócę biegusiem do domu żeby zrzucić, chociaż 50 deko 😉

rodzina Swanów

dumny Swan
ciekawa wyprawa a widoki piękne
oj tak, Gruzja czeka 😉
dawno, dawno temu też, trochę przypadkiem, trafiłem do gruzji. trasa, z tego co widzę, trochę nam się pokryła. z twoich zdjęć widzę też, że mestia trochę wyładniała. kiedy my tam byliśmy, wyglądała trochę jak po przejściu frontu!
http://kolumber.pl/g/144269-Gamardzioba%20Sakartvelo!
no tak, i dalej ładnieje