Batumi, ech Batumi
Herbaciane pola Batumi
Cykadami dźwięczący świt
Świadkiem był szczęścia chwil.
Śpiewały Filipinki, ale z tego co wiem herbacianych pól brak, choć pewności nie mam – Batumi tylko ukołysało mnie cykadami do snu i niewiele widziałam.
Zanim dojechaliśmy do Batumi widzieliśmy natomiast plastikową plażę, gdzieś chyba jeszcze przed Poti, miała być piaszczysta i była, a na piasku ha! Sami zobaczcie. Ja oniemiałam ;-P
Myślałam, że mi się zdawało! I może nie powinnam nawet o tym wspominać, ale w pewnym metaforycznym sensie mnie zachwyciła…
Zamknęliśmy oczy i chlup do wody, a tam brak plastiku! Natomiast według pozostałych na brzegu kompanów pojawiła się za nami kąpiącymi wielka ryba o dwóch płetwach… hm nie rekin, nie wieloryb, no nie wiem. Może im się zdawało? Osobiście na szczęście jej nie widziałam i mogłam spokojnie pływać przyglądając się „malowniczej” plaży.
Jednak o kurcze! Już w domu, jako detektyw znalazłam w bezcennych zasobach Internetu dużą rybę o nazwie Koleń Pospolity zamieszkującą Morze Czarne, podobno dorasta do 2 metrów i podobno jest to rekin, zjada skorupiaki i głowonogi, a przecież ja jestem głowonogiem, jakby na to nie patrzeć, mam głowę i nogi, o pomyłkę nietrudno 😉 !!! Ale ma tylko 9 kg – myślę, że dałabym radę. Chociaż biorąc pod uwagę, że jest w Czerwonej Księdze Zwierząt Zagrożonych, może powinna bym była się poddać?
Do Batumi dojeżdża się przez piękne wzgórza, na których pośród drzew ukryte są domy, mogłabym tam mieszkać nie powiem!
Gdy szliśmy na bulwar nagle wśród warzyw zobaczyłam kota i z pewnością mi się nie zdawało…
Spacer pięknym bulwarem jest bardzo przyjemny. Plaża w Batumi jest pokryta pięknymi brązowymi otoczakami, wygląda to prześlicznie, ale łatwo wykąpać się nie było, po wykonaniu wielu przedziwnych figur i syków spowodowanych wbijającymi się kamieniami w stopy zanurzyliśmy się radośnie w Morzu Czarnym, ech biorąc pod uwagę tegoroczną temperaturę Morza Bałtyckiego – było jak w niebie.
W Batumi wchłonęliśmy adżarskie chaczapuri gigantyczne co najmniej jakby było dla czterech osób, w kształcie łódeczki, lub podobno oka. Biorąc pod uwagę, że na środku chaczapuri wbite jest jajko sadzone wyglądające jak źrenica, wszystko by się zgadzało. Nawet może się wydawać, że się w nas wpatruje i jak tu zjeść takie oko! Tak czy śmak pycha. I na pewno mi się nie zdawało!
…opis obłędny, zakochałem się, mimo wszystko, w Batumi! Plaża, woda, rekin, kot na bazarze i wreszcie „czahapuri”, cośtam, cośtam, z patrzącym okiem 🙂 Tyle wrażeń – bezcenne.
haha, dziękuję wraz z Batumi 🙂
dzięki za przypomnienie tej piosenki
miłego śpiewania pod prysznicem 😉
Boże… i jeszcze adżarskie chaczapuri…:-)
noooo 🙂
Pingback: Subiektywny alfabet kobiety w podróży (F) | fabryka czasu ulotna
Pingback: Chaczapuri adżarskie i wspomnienia z Batumi – Thermomix u Ani