Spokojny deszczowy weekend warszawski, nieco zaburzony zdenerwowaniem prawdopodobnie teatru pod którego drzwiami pojawiła się jakiś czas temu dziura…
A tymczasem za rogiem cichutko odbywa się rozpowszechnianie najsłynniejszego chyba obecnie słowa „gender”, a może to już polski jakiś „dżender”? No bo jak inaczej do tego podejść, jak nie do upubliczniania nowego zwrotu, gdy przecież człowiek na co dzień nie myśli o tym kto kogo kocha i dlaczego, a w głębi duszy zawsze jest zadowolony, że ludzie kochają się zamiast zabijać…
Za plecami pikiety zaś, na całe szczęście ponownie rozkwitła tęcza…
A dnia tego deszcz lał jak z cebra…
© ZDJĘCIA WŁASNE
zespół ‚pikietowy’ (chyba nie bardzo rozumieją co to jest co to ma im przeszkadzać tak strasznie w życiu ) jest liczny, zwarty, młody, i gotowy na emeryturze :^)
uwielbiam tą teczę .. zawsze się uśmiecham, że Warszawa prezentuje się progresywnie i kolorowo :^)
taki koloryt własnie – rozbawił mnie bardzo 🙂
pamiętaj, że co jakiś czas ktoś tęczę niszczy, żeby nie było aż tak kolorowo – ale to taka tęczowa wymiana zdań w sumie 😉
Widziałam tęczę na wakacyjnych ścieżkach poplątanych ,jakoś Warszawa mnie nie zachwyca…
mnie też 😦 nigdy mnie nie zachwycała i chociaż dużo tam imprez kulturalnych i chociaż wyładniała…ciągle mnie nie zachwyca 😦
niektóre miejsca tak, ale tylko niektóre miejsca, brakuje jej „duszy” czy czegoś takiego
Dokładnie ,pozdrawiam.