„F” jak fatamorgana
To taka przenośnia literacka, gdyż fatamorgany prawdziwej nie widziałam, ale wiele razy mi się zdawało, że widzę coś, co z pewnością musi być czymś innym w rzeczywistości, lub miałam nadzieję, że widziany widok zniknie.
Ot na przykład kiedyś w drodze przez Europę popsuł się nam samochód, a był to ni mniej ni więcej tylko maluch, super pomykacz szos PRL-u. No i mój przyjaciel miał jedną część do tegoż malucha i stwierdził, że to właśnie ta część się popsuła i wtedy stało się coś przerażającego, on wyciągnął kawałek po kawałku silnik i rozłożył go ślicznie na trawie przed sobą… To nie był dobry widok, to był widok przerażający i uwierzcie mi szczypałam się, żeby się przebudzić, ale ten widok trwał! Mój przyjaciel NIE był mechanikiem samochodowym, a ta część nie pasowała, skręcony na powrót silnik pasował, tylko, że nie działał i działać nie mógł. I tak zaczęła się podróż przez Europę, ale na linie…
Skoro jesteśmy już przy pojazdach to wybierałam się kiedyś do rezerwatu w Portugalii, do którego miała płynąć, według naszego informatora, bynajmniej nie szpiega, łódka. Wszyscy mieliśmy przed oczami wyobraźni małą łódkę płynącą wśród szuwarów do niezwykłego rezerwatu, pluskanie wody, kwakanie i świergot ptaków, bzyczenie insektów, …dlatego gdy zobaczyliśmy szary i brzydki port, czym prędzej wróciliśmy do przystani żeglarskiej. Tylko, że nasz informator pomylił nazwy, bo nie łódka to miała być, a prom, który odpłynął z portu w tak zwanym międzyczasie, tyle, że bez nas…
Z pociągiem mam również fatamorgańskie wspomnienia, związane również z mym przyjacielem, który był zdania, że najlepiej jest podawać bagaż przez okno i wysiadać na koniec bez bagażu – jednak, gdy odstawiłam tenże podany mi bagaż i odwróciłam się w stronę pociągu to ujrzałam pole i ostatni wagon odjeżdżającego pociągu…
Żeby nie było, autobus też brał udział w mych przygodach. Biuro podróży zmieniło jego miejsce postoju, tylko dało mi informację ze starymi danymi i jak się domyślacie nigdy się na ten autobus nie doczekałam, na szczęście doczekałam się na zwrot pieniędzy…
No i samolot w czasie świąt – czemu nie. Najgorsze, co można usłyszeć lecąc na święta to, że bardzo nam przykro, ale się pani nie zmieści, musi czekać pani na samolot z wolnymi miejscami, to nic, że wyląduje już po Wigilii – wylądował na 5 minut przed końcem Wigilii, więc można powiedzieć na świąteczny uścisk zdążyłam tylko, że na lotnisku…
I jeszcze żaglówka w czasie sztormu i pływające wokół niej w szarej absolutnie wrogiej, huczącej i szalejącej rzeczywistość małe, kochane delfiny, absolutnie nierealne, ale dodające otuchy, jedyny przyjazny obiekt dookoła poza przyjaciółmi i głosem straży przybrzeżnej „Merkury, Merkury over…”
Co do zjawisk przyrody to najdziwniejsze, jakie mnie spotkało, to nagła zmiana pogody z minus 15 stopni do plus 5, gdy padający deszcz zamieniał się na ziemi i metalowych przedmiotach w lód, a więc na asfalcie, taksówce i samolocie, który musiał czekać na zmianę aury.
Dziwnym zjawiskiem przyrody wydały mi się pierwsze widziane na południu Europy wielkie karaluchy, które co tu dużo mówić chodząc tupały jak gwardia narodowa, tyle, że niezbyt piękna, brrr
Widoki też mogą być mylące, na przykład może się okazać, że za oknem pokoju hotelowego jest korytarz, po którym chodzą obcy ludzie!
Po przejściu 15 kilometrów w żarówiastym słońcu wypalonymi polami widok małego domku otoczonego drzewami i cieniem, wydawał mi się totalnie nierzeczywisty – na szczęście był prawdziwy!
W Batumi, w Gruzji w ogóle mi się dużo zdawało …
No i jeszcze dziwny gruby kot w Hiszpanii, który oblizywał się pod suszarką na pranie, na której do niedawna wisiały nasze skarpetki – czyżby je zjadł? Nie, przecież nie był to Behemot z Mistrza i Małgorzaty!
Pewnie mogłabym tak jeszcze trochę opowiadać.
Sami widzicie istnieje fatamorgana bez fatamorgany i niech mi ktoś powie, że nie!
Grafika Barbara El
*** *** ***
„F” na innych blogach:
o rany, ciekawe historie! Ta pierwsza z silnikiem – o rany – jak to się zakończyło? W jakim kraju byliście?
Zaraz za granicą 🙂 pierwsza ciągnęła nas rodzina ze Szwajcarii, po wstępnej naprawie znów się popsuł i ciągnął na polski tir, po naprawie popsuł się w Grecji i ciągnęła nas grecka rodzina do rodzinnego warsztatu. Na Krecie zdechł i wymieniliśmy mu skrzynię biegów i od tej pory jeździł jak złoto, o ile maluch może tak jeździć ;-P w każdym bądź razie w drodze powrotnej złapaliśmy tylko gumę 😀
o rany!!! ale za to jest co wspominać, choć wtedy to na pewno nie było do śmiechu!
Ale przynajmniej masz tyleeeee do opowiadania, super sie to czyta. Życie takie jest, że czasami nam się wydaje
To prawda i teraz, po czasie to jest po prostu śmieszne 😀
Dobrze, że to zapisujesz, nie umknie pamięci
Fatamorgana, czy inne dziwo – zawsze ciekawie się wspomina 🙂
haha, to prawda 😀