Dopadł mnie bezgraniczny smutek, tak wielki jak cała przestrzeń, na dodatek wpadł do czarnej dziury i nie mogę go wydobyć.
Boję się, że pozostanie we mnie i wpadnę za nim, a boję się ciemności…
Na razie smutek pojawia się i znika, ale tkwi gdzieś w mojej duszy i nie potrafię się z nim dogadać, a zawsze potrafiłam.
Wszystko wkoło jest kolorowe i piękne, wszystko wydaje się być takie jak było, a smutek siedzi i drwi ze mnie.
Mówię mu spadaj smutek, a on nic siedzi i drwi ze mnie.
Mieliście kiedyś takiego drania? To musi być jakiś wirus. Na wirusa najlepszy jest wypoczynek, ciepła herbata z cytryną i imbirem oraz czosnek , a także bez dwóch zdań miłość bliskich.
Na dobry początek, biorąc pod uwagę iż są święta, popróbuję bez czosnku, może da się zastąpić choinką, światełkami , zapachem potraw i olejku ze skórek pomarańczy.
Jak podziała opatentuję ten sposób i zbiję fortunę, ale Wy już znacie przepis 😉
ZDJĘCIE WŁASNE ©
Życzę szybkiej poprawy nastroju. Ja to naywam moimi okresami melancholijnymi, które przychodzą czasem niespodziewanie. Pozwalam sobie wtedy na chwile zamyślenia i smutku, ale zaraz potem szukam rozweselaczy. I dużo o tym rozmawiam, bo opowiedzenie o smutkach pomaga.
Tak, to chyba taki czas, który łączy w sobie radość i smutek…
Kojarzę drania, czasami mnie odwiedza. Na szczęście nawet z czarnej dziury można znaleźć drogę ucieczki, musi tylko zadziałać określona siła. Życzę zdrowej, spokojnej i radosnej końcówki Świąt 🙂
:-)tak mi przyszło do głowy, że jakby co trzeba drania za uszy wyciągnąć musze sprawdzić czy ma długie!
nie można sie smucić gdy się ma tak artystyczną duszę – każdy dzień to dzieło! 🙂 pozdrawiam i życzę z całego serca wspaniałych przeżyć, którymi się z nami podzielisz 🙂
To fakt, każdy dzień to dzieło i tego należy się trzymać! Pozdrowienia 🙂
wielkich dzieł 🙂
Ten smuteczek nie jest Twój, przyszedł się ugrzać przy Tobie, ale pójdzie niedługo precz…
Nie ma na niego siły, musi swoje odsiedzieć, ale znika. Uwierz. Czasem wypłoszy go czyjaś obecność, czasem telefon, rozmowa, czasem spacer, albo muzyka. Ale pójdzie sobie.. 🙂
Uściski 🙂
Dobrze powiedziane, teraz nawet mi go trochę żal 😉
Do niego trzeba asertywnie, niech się nie przyzwyczaja 😉
Masz rację. Już nad draniem panuję 😉
Moje smutki oswoiłam i siedzą w moim domu, jak koty. Melancholia najczęściej na parapecie zapatrzona w szybę, Nostalgia w pobliżu radia, Rozpacz sypia pod łóżkiem, Ból zamieszkał pomiędzy kartonikami na półce w przedpokoju, Zraniona Miłość przysypia obok zegara na bufecie, Niespełnione marzenie w biblioteczce, Tęsknota zwinęła się w kulkę wśród papierów na biurku a Niepewność wybrała kaloryfer. Jeden z moich kotów o imieniu Przemijanie łazi za mną nieustannie po domu. Łaszą się do mnie, potrzebują uwagi i czułości. Karmię je wspomnieniami. W Wigiliją noc obsiadły mnie i wymrukiwały, każdy coś po swojemu. Kocham je, te moje kotosmutki. Upiększają mi życie.
Pìęknie napisane, dziękuję 🙂
Mam tak. Im jestem starsza, tym częściej wraca. Można się nauczyć z tą melancholią żyć, a nawet z niej korzystać – wtedy człowiek inaczej widzi świat i czasem widzi więcej. I to mija, zapewniam ☺
Całe szczęście! 🙂
Zacząłbym od obejrzenia bajki Inside Out Pete’a Doctera oraz od dużej ilości słońca i cytrusów. Trzymaj się.
Dobra rada + nie ma to jak słońce, cytrusy i bajki 😀
W sumie nie zastanawiałem się nad tym, ale tak- bo jakże tu się smucić kiedy zbiorą się te trzy składniki.
Ot co! 🙂 PS do bajki jeszcze nie dotarłam