W Ejlacie w okolicy naszego hostelu mieszkało podobno ze 20 kotów jak wspominali o tym właściciele obiektu na swojej stronie. I faktycznie, gdy przyjechałyśmy się zameldować zobaczyłyśmy pod drukarką śpiącego kota.
Gdy usiadłyśmy na tarasie natychmiast pojawiło się trzech milusińskich przyglądających się nam ciekawie.
Po powrocie pierwszego dnia wieczorem do hostelu i otworzeniu drzwi naszego pokoju zobaczyłyśmy na środku łóżka zwiniętego w kłębek kota, który spał smacznie nie wadząc nikomu, a przynajmniej tak to sobie wymyślił.
Co do nas przez chwilę byłyśmy przekonane, że kota zamknęłyśmy niechcący rano, ale nasz wzrok padł na uchylone okienko na taras. Noo, tak! W zasadzie nam ulżyło, ponieważ nie chciałyśmy być tak okrutne dla zwierzęcia i trzymać go bez jadła, picia i kuwety przez tyle godzin. Kot przeciągnął się wyraźnie rozumiejąc, że pierwsze dobre wrażenie już wykonał. Po czym nie w ciemię bity Sierściuch natychmiast zabrał się do mruczenia i ocierania, żeby zrobić jeszcze lepsze wrażenie na tymczasowych właścicielkach pokoju, w którym postanowił pomieszkiwać. Jak się można było domyślić, oczywiście mu się udało!
Natychmiast dostał imię „Babuni” od pewnego kota z wyspy Paros, który leżał jak długa mortadela na rozgrzanym do czerwoności dachu nie ruszając się absolutnie. Nawet jego prawowita właścicielka przestraszyła się, że ma pieczonego kota i zakrzyknęła „Babuni! I coś jeszcze po Grecku”, na co kot ku radości wszystkich zgromadzonych przeciągnął się leniwie i zrobił jeszcze dłuższy.
Nasza Ejlacka Babuni w dotyku przypominała grubą fokę i mruczała non stop. Nie będę ukrywać, że podbiła nasze serca i zamieszkała w pokoju na dobre, a w szczególności spędzała w nim wszystkie noce mrucząc głośno jak traktor i czasami klepiąc nas delikatnie po twarzach – może wyglądałyśmy na nieżywe?
Ostatniego poranka, gdy już spakowałyśmy wszystkie rzeczy i zasiadłyśmy na tarasie do śniadania nasza Babuni bezceremonialnie zmieniła obiekt swoich westchnień, a raczej mruknięć do sąsiadów kilka pokoi dalej.
No cóż nie na darmo Rudyard Kipling w swojej bajce o udamawianiu zwierząt napisał o kocie, że ten przyglądał się wszystkiemu z lekkim niesmakiem czekając do ostatniego udomowionego zwierzaka, po czym udomowił sobie gospodynię 😉