Ostatnio na wystawie dokonałam nowego odkrycia w swoim świecie obrazów, jest nim Kazimierz Sichulski i jego prace związane z Huculszczyzną, ale też te, które odnoszą się w ogóle do estetyki ludowej, te o bajecznej kolorystyce. Co mnie zachwyciło, to chyba właśnie kolory, zatrzymanie znikającego świata, opowieść, która kryje się za oglądanym obrazem. Opowieść o Huculszczyźnie i jej dawnych, bo z początku XX wieku mieszkańcach niepokornych, którzy podobno wciąż chcieliby mieć swój odrębny kraj. Kazimierza Sichulskiego fascynował folklor Huculszczyzny, koloryt strojów, specyfika obrzędów cerkiewnych, a mi najbardziej podobają się te prace, które operują dużymi, pociągnięciami pędzla, w różnych kierunkach i grą światła, dodając tym obrazom jakby trochę klimatu baśniowego.
Sichulskiego zachwyciła Huculszczyzna, czyli region, który obejmuje swoim zasięgiem kilka pasm Karpat Wschodnich, a więc góry, góry ukochane, piękne góry, w które nigdy nie trafiłam niestety, chociaż jechałam, co najmniej dwa razy, jednak za każdym z nich musiałam zostać – dlatego zdjęcia Huculszczyzny, które mam, to zdjęcia zrobione przez Bogusię, dlatego wspomnienia z tego regionu też są Bogusi, moje pozostają obejrzane i zapamiętane obrazy, chociaż to i tak wiele.
No może troszkę otarłam się o ten świat w Rumunii, włócząc się po tamtych Karpatach i wioskach.
Podobno słowo Hucuł pochodzi od rumuńskiego słowa „hotul”, które można przetłumaczyć w dwojaki sposób – jako dzielnego i silnego człowieka lub jako opryszka i zbójnika. Inne wyjaśnienie pochodzi od słowiańskiego słowa ‚kochul’ oznaczającego wędrowca lub nomada. Huculi stanowili w przeszłości bardzo hermetyczną grupę. Wynikało to przede wszystkim z tego, że zamieszkiwali trudno dostępne górskie tereny.
„Dla Hucuła nie ma życia, jak na połoninie, gdy go losy w doły rzucą, wnet z tęsknoty ginie” taki jest refren pieśni górali J. Korzeniowskiego „Czarny pas”.
Zachwycają mnie takie miejsca, które jeszcze ciągle nie poddają się naporowi cywilizacji zachodniej z reklamami, MacDonaldami, pepsi colą, cellulitem i tymi wszystkimi wszechobecnymi bzdurami. Świat, który jeszcze nie został rozdeptany przez turystów. ”Połonin step na szczytach gór, tam trawa w pas się podnosi, tam ciasnych miedz nie ciągnie sznur, tam żaden pan ich nie kosi.” Że tak przytoczę jeszcze raz piosenkę.
Ale wracając do sztuki, podobno największe zbiory sztuki huculskiej są w Muzeum Etnograficznym w Krakowie, a pomyśleć, że tyle razy odwiedzałam Kraków i nic o tym nie wiedziałam !
Natknęłam się na artykuł o Sichulskim na stronie internetowej „Mój Lwów”, z którego można się dowiedzieć o jego losach w czasach dobrych i złych o tym jak barwną był postacią i jego życiu.
Tutaj zamieszczę tylko jedne z ostatnich jego słów do córki, bo chociaż smutne to przecież są piękne, proste i prawdziwe „Widzisz dziecko – życie jest jak ten liść na drzewie. Wyrasta, rośnie, dojrzewa, a potem więdnie i spada do ziemi. Tak jest i z naszym życiem”.
(za http://www.lwow.com.pl/cracovia/sichulski/sichulski.html)
Tak właśnie jest….