Rua da Atalaia – ludzie stójcie!

Jedziemy do Lizbony, pełna ekscytacja. Lizbona to przepiękne pełne romantyzmu miasto zbudowane na siedmiu wzgórzach. Niezwykłości dodaje jej teoria Damiao de Gois, humanisty portugalskiego z XVI w, dowodząca, że Lizbona założona została przez Odyseusza, który po tułaczce po oceanach dotarł do rzeki Tag i nad nią założył miasto. Czyż nie pięknie?

Szczerze, Tag jest tak wielki, że może się nawet Odyseusz nie zorientował, że wpłynął na wody lądowe.

My przylecieliśmy samolotem i zamieszkaliśmy w dzielnicy Bairro Alto. Myślę, że tutaj Odyseusz nie przychodził, za wysoko i zbyt tłoczno. Dzielnica ta po polsku nazywana jest „Wysoką dzielnicą” i faktycznie musieliśmy się wspinać do naszego mieszkania codziennie nie tylko ulicami, ale i pionowymi schodami na klatce, i to aż na 4 piętro. Schody były przerażające, wyglądały jak drabina do czyśćca. Gdy je pierwszy raz zobaczyłam zasapana jeszcze wspinaczką po stromej ulicy krzyknęłam z przerażenia.

Rua_Bairro_Alto1

Bairro Alto nazywane jest bohemiańskim sercem Lizbony, jej nocną twarzą, faktycznie nasza ulica Rua da Atalaia tętniła muzyką, poezją, gwarem i była tak tłoczna w piątkowe i sobotnie wieczory, że w pewnym momencie nie dawało się iść dalej, wyglądało to trochę jak pochód, tylko stojący w miejscu, taki protest przy drinkach. Fajnie się protestuje, jeśli chodzi o ścisłość.

Ponieważ noce w Portugalii, nawet te zimowe są ciepłe, a pomieszczeń zazwyczaj i tak Portugalczycy nie ogrzewają wszyscy gromadzą się przed pubami, barami, kawiarniami i gawędzą z kuflami, szklanicami i kielichami w rękach.

Bairro_Alto

Pierwszej nocy wędrując w górę rozdzieliliśmy się w pewnym momencie, więc chcąc by dwie osoby z przodu na nas poczekały krzyknęłam po polsku (w końcu jesteśmy w Portugalii – nikt polskiego nie zna, pomyślałam), „Ludzie stójcie”, ku mojemu zdziwieniu zatrzymali się wszyscy idących przed nami, a było ich sporo i odwrócili w naszym kierunku z wyrazem twarzy – „Ale dlaczego?” – taka klatka stop jak z jakiegoś filmu Felliniego, zatkało mnie na ten widok i nie wiele myśląc krzyknęłam drugi raz „Ale nie wszyscy!” Nieznajomi ruszyli dalej – swoją drogą o tej porze tylu Polaków w jednym miejscu!

Oczywiście w tych okolicznościach nie wylewaliśmy za kołnierz. Pewnej nocy po zwiedzaniu miasta postanowiłyśmy wypocząć w pobliskim barze przy sangrii. Postawiono przed nami dzban pełen sangrii i owoców. I tak sącząc i gawędząc dotarłyśmy do końca płynu, jednak zostało to, co najsmaczniejsze – czyli owoce. Nieprzygotowany do prośby o łyżkę do owoców, właściciel radośnie dostarczył nam łyżkę wazową do zupy – chyba z pobliskiej restauracji.

Bar faktycznie nie był daleko naszego mieszkania – wystarczyło wystawić ramię prawe, zarzucić je za krawędź ściany pociągnąć mocno, a wtedy tak utworzona dźwignia pozwalała na znalezienie się na wprost klatki, ze ścianą schodów, niestety! Miałyśmy wiele teorii jak się wspinać, może za użyciem lin i uprzęży, może na czworaka, może w koszyku nas ktoś wciągnie przez okno jak wielkie koty, no cóż poszłyśmy na górę jak ostatnie nudziary na nogach i to dwóch.

Salut!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Reklama

2 uwagi do wpisu “Rua da Atalaia – ludzie stójcie!

  1. hmmm… a mi się wydawało, że to była łyżka do Spaghetti… Cóż pamięć ludzka jest ulotna…, wyjątkowo szybko ulatuje z owocowymi procentami 😉

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s