Najlepsze kasztany są na Placu Pigalle. Wiemy to w Polsce chyba wszyscy ze „Stawki większej niż życie”. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że na placu tym nie ma ani jednego kasztana, a dzielnica znana jest z domów publicznych, hoteli na godziny, słynnego Moulin Rouge z mocno erotycznymi przedstawieniami, zaczynam się zastanawiać, o jakich to kasztanach mówił bohater filmu i co „Zuzanna lubi tylko jesienią”, bo taka była konspiracyjna odpowiedź. Ciekawi mnie też, co myślą sobie Paryżanie patrząc na licznych Polaków fotografujących się na placu, najchętniej pod mapą dzielnicy i …przy wejściu do stacji metra.
Zapach kasztanów w zimowe dni i wieczory jest czymś dla mnie cudownym po prostu. Miałam przyjemność oglądać je w Portugalii. Piecyki z kasztanami i piekący je ludzie mają w sobie coś z dawnych lat, jakąś tęsknotę za wędrówką, spokojem, sama nie wiem, za czym. Kojarzą mi się z dawnymi czasami w Polsce może, okrzykami mężczyzn z objazdowym warsztatem pracy krzyczącymi „noże, ostrze, noże!”, z podwórkami, na których czasami pojawiali się pieśniarze, a mieszkańcy domów rzucali im monety – dzisiaj zamknęliby szczelniej plastikowe okna, a nawet, jeśli rzuciliby monetą z dziesiątego piętra, mogłoby się to skończyć śmiercią trubadura… A może kojarzą mi się z pieczeniem ziemniaków w ogniskach jesienią?
Sprzedawcy kasztanów stoją na ulicach z niebieskimi, szarymi lub czarnymi wózkami, a wokół snuje się dym wraz z przepysznym zapachem. Zamawiamy małą torebeczkę i idziemy dalej chrupiąc ciepłe smakołyki. Właściwie ich smak jest bardzo delikatny, lekko słodki, nic takiego można by rzec, a jednak!
Samodzielne pieczenie kasztanów nie jest wcale łatwe, piecze się je w piekarniku około pół godziny, wcześniej należy je ponacinać, żeby pękła skorupka jednak zbyt długie pieczenie powoduje, że stają się one twarde jak kamienie. To przytrafiło się nam w świąteczny dzień w Porto, cudowne kasztany miały być tak pyszne, że pozostały w piekarniku właśnie za długo pewnie z godzinę i tylko, co piąty nadawał się do zjedzenia. Ale to i tak lepiej niż ta garstka, którą dawno, dawno temu usmażyłam w Polsce na patelni i dziwiłam się, po 5 minutach smażenia, że są aż tak nijakie – nic dziwnego na surowo nie są za smaczne, przynajmniej ja nie gustuję…
Jednak mając już pewne doświadczenie w tej kwestii w Lizbonie w mieszkaniu przy Rua da Atalaia kasztany wyszły nam wyśmienicie, a popite Porto wprawiły w doskonały nastrój, więc wyruszyliśmy na nocną wędrówkę po pięknie oświetlonych uliczkach miasta gładząc się bezwiednie po pękatych brzuchach pełnych kasztanów.
Tak się zabawnie składa, że akurat przebywam w mieście z placem Pigalle ☺ Jeszcze tam nie dotarłam, ale mogę potwierdzić, że pieczone marrons są niemal wszędzie – też je bardzo lubię!
Hehe, zazdroszczę – się zdziwisz jak zobaczysz słynny w Polsce plac Pigalle. Uwielbiam zapach pieczonych kasztanów i ich smak na ulicy, gdy jest chłodny wieczór 🙂