Właściwie na filmie znalazłam się przez przypadek, w kinie były dwie sale i oczywiście weszliśmy nie do tej, co mieliśmy – to dosyć częste zjawisko w moim przypadku, dlatego też przyjęłam to zdarzenie ze stoickim spokojem. Początkowo nieco osowiała, rozwijałam skrzydła zachwytu, a serce me rosło z radości.
Otóż „Grand Budapest Hotel” to film przefantastyczny! Rozpoczyna się leniwie, by przenieść się do orient ekspresu z niego zaś do retro-pendolino i gnać przez szalone zakątki wyobraźni reżysera Wesa Andersona.
Obrazy i zdjęcia po prostu zachwycające, scenografia i kolorystyka również. Obsada aktorska fenomenalna. Film opowiada o niezwykłej przyjaźni w burzliwym okresie międzywojennym z wątkiem kryminalnym i dużą dozą absurdu. Gulgotałam wprost ze śmiechu.
Muzyka wspaniała, zatrzyma Was w kinie do ostatnich napisów.
I jeszcze jedno idźcie do kina „dawnego”, takiego jak Kameralne, czy Helikon w Gdańsku, DKF Żyrafa w Gdyni, czy Kultura w Warszawie – ten film tam zasmakuje ze wzmożoną siłą, on wręcz o to prosi 😉
Widzę już którąś, pozytywną recenzję tego filmu. Chyba sama w końcu też się na niego skuszę 🙂
jest fantastyczny!!!!