Kowno to piękne miasto na Litwie leżące nad dwiema rzekami Niemnem i Wilią. Wszyscy znamy je z literatury i przyznaję, że gdy spojrzałam na rzeki poczułam się wzruszona. Jego historia sięga XIV wieku.
Wędrując brukowanymi uliczkami Kowna możemy podziwiać kamieniczki z najróżniejszych czasów i stylów architektonicznych. Jest tutaj najstarsza archikatedra na Litwie pod wezwanie św Pawła i Piotra. Gdy ją miniemy jesteśmy już całkiem blisko rynku na którym stoją dwa białe i piękne budynki ratusz zwany „Białym Łabędziem” i kościół Jezuitów. Przy rynku znajdziemy też dom w którym mieszkał ongiś nasz wieszcz Adam Mickiewicz, a może to był litewski poeta, bo jeśli o to chodzi to na Litwie trudno się w tej kwestii zorientować. Mickiewicz Kowna nie lubił, uważał że jest prowincjonalne, ale może powodem tego odczucia był fakt, że do mieszkania w Kownie został zmuszony za swoją działalność. A na zesłaniu może nawet w Paryżu człowiek by się denerwował 😉
Zakochany nie pierwszy i nie ostatni raz w cudzej żonie, Mickiewicz czerpał swoje natchnienie z tej miłości jak i z pięknej okolicy i pisał. Napisał tutaj na przykład „Grażynę”. Podobno w Parku Mickiewicza, który obecnie jest niestety zaniedbany można ciągle zobaczyć, ba nawet posiedzieć na kamieniu, na którym właśnie nasz wieszcz dzieła swoje pisał. „Widziałem piękną dolinę przy Kownie…”(„Grażyna”)
Gdy miniemy rynek i skierujemy się nad rzekę zobaczymy tam malowniczo położony nad brzegiem rzeki kościół św. Witolda, a na nim narysowany znak pokazujący stan wody w czasie największej powodzi jaka dotknęła miasto.
Po przejściu przez most z widocznymi do tej pory na kolumnach gwiazdami z czasów Związku Radzieckiego możemy wjechać zabytkową kolejką na wzgórze Aleksoty. Jeśli kolejka nie działa to nie ma kłopotu, ponieważ wzgórze nie jest zbyt wysokie więc spokojnie można się na nie „wskrobać” po schodkach. A warto ponieważ rozciąga się z niego przepiękny widok na miasto i na obydwie rzeki nad którymi jest położone.

Dom Perkuna

zamek

z: wikipedia Kościół Zmarwychwstania
Wracając przyjrzyjcie się zabytkowi zwanemu Dom Perkuna, a jest to przepiękna gotycka kamienica, nazwana tak od znalezionego w czasie renowacji w ścianie bożka gromów i nieba Perkuna.
Pora obejrzeć niewielki, ale pełen uroku zamek z XIV wieku – początkowo była to twierdza której celem była obrona państwa przed Krzyżakami, przez których jednak została zdobyta i stanowiła dla nich bazę wypadową na dalsze tereny Litwy jak Wilno czy Troki. I weź tu coś człowieku zaplanuj!
Nie można zapomnieć, o zjedzeniu na starym mieście w jednej z uroczych restauracji jakiegoś regionalnego dania, bo czymże jest kraj bez jego jadła 😉
Idąc długim deptakiem zostawiając z tyłu stare miasto i pomnik postawiony na upamiętnienie wielkich walk, ciekawy dla nas ze względu na bohaterską obecność na nim Polaków dojdziemy do pięknej cerkwi. Cerkiew niezwykle prezentuje się nocą oświetlona na niebieskawy kolor. Gdy się rozejrzymy zobaczymy na placu ciekawą choć nowoczesną bryłę teatru z pięknie wkomponowaną rzeźbą. A w oddali na Zielonym Wzgórzu niezwykłych rozmiarów kościół Zmartwychwstania Pańskiego o 72 metrowej strzelistej białej wieży. Budowa świątyni zakończona została w latach 2004-2005 jako wotum dziękczynne za odzyskanie przez Litwę niepodległości w 1918 i 1991 roku. Kamień węgielny ze Wzgórza Oliwnego w Jerozolimie pod kościół wmurowano już w roku 1934 jednak burzliwa historia i losy kościoła od rozpoczęcia do zakończenia budowy były jak sami widzicie bardzo długie.
Gdy jesteśmy w Kownie musimy podjechać do innego obiektu sakralnego, a mianowicie klasztoru Kamedułów w Pożajściu ufundowanego przez kanclerza Krzysztofa Paca w XVII w, a pracowali nad nim mistrzowie znamienici między innymi z Włoch jak na przykład Michelangello Palloni. Sam zespół jest pięknym dziełem architektonicznym, a wnętrze kościoła wykonane z kolorowego marmuru wykończonego białymi stiukami i malowidłami robi doprawdy wrażenie. W krypcie kościoła możemy zobaczyć murowane groby kamedułów, których kładziono na deskach i dosłownie wmurowywano w ściany. Na podwórku przykościelnym znajduje się reszta grobów pochodzących z XIX wieku, kiedy to zmieniono zwyczaje pochówku zakonników. Są tu również dwie malownicze studnie i budynek z maleńkim muzeum w którym możemy poznać historię klasztoru i obejrzeć zdjęcia z siostrami kazimierzankami, które w klasztorze zamieszkiwały po odejściu zakonników. Zdjęcie Pożajścia z lotu ptaka pokazuje jak przepięknie zespół klasztorny jest położony nad tzw. Morzem Kowieńskim. Niestety lecieć nad klasztorem nie było mi dane 😉
No i pora jechać dalej na poszukiwanie pięknych miejsc na Litwie i Łotwie, bo taki jest nasz zamiar. Jeszcze tylko zajrzymy po drodze do Dyneburga do niezwykłego skansenu w Rumszyszkach, a jest to 175 hektarów ziemi na której jak w normalnej wsi rozsiane są gospodarstwa z różnych regionów Litwy. Zobaczyć tu można piękny drewniany kościół, wiatraki, przedziwne ule i nawet nagle znajdujemy się w małym miasteczku o drewnianych domkach i pięknym kościołem w rynku. Można się też napatrzeć na przepiękne krzyże i kapliczki przydrożne, tak odmienne od polskich.
Jest tutaj miejsce poświęcone Sybirakom, a na nim postawiony dom z krowich placków, uświadamiający nam jak trudna była walka o przetrwanie w mrozach Syberii wywiezionym tam ludziom. W tak zbudowanym domu na jednego człowieka przypadało 1,5 m kwadratowego.
Z Rumszyszkami wiąże się oczywiście mnóstwo legend i podań ludowych. A jedna z nich, która bardzo mi się spodobała mówi o zakochanej w rycerzu dziewczynie, którą okoliczni mieszkańcy chcieli ukarać i zaszywszy ją w skórzanym worku z kotem, psem i żmiją wieźli na wozie zaprzęgniętym w dwie czarne krowy nad wody Niemna, bu ją tam utopić. Nadjechał jednak rycerz rozciął worek i uwolnił pannę, nie wiem tylko z jakiego powodu utopił się w Niemnie wraz z nią! Tak to jest z tymi historiami miłosnymi…
Podobno do tej pory wieczorami można pannę nad wodą spotkać, a towarzyszy jej miauczenie kota, szczekanie psa i syczenie żmii.
Na wszelki wypadek do wieczora nie czekaliśmy!
Cdn.
dziękuję za wspaniałą podróż …
Bardzo się cieszę, że się podobała 🙂
Będąc na studiach, chciałam wyjechać na Litwę, by pracować w polskiej szkole. Niestety zakochałam się (choć to akurat „stety”), nigdy nie zrealizowałam tego planu, a polskiego uczę w Irlandii… Piękna podróż, magiczne miejsca.
Ech z tym zakochaniem! Ale jak to mówią co się odwlecze to nie uciecze i z pewnością z miłością „Swym” na Litwę któregoś dnia wyruszycie 🙂
Kto wie, może kiedyś 🙂
🙂