Do Tbilisi przeniesiona została stolica z Mcchety w V wieku przez króla Wachtanga Gorgasali, którego pomnik stoi dumnie na przepięknym klifie nad rzeką Kurą nieopodal kościoła Metechi. Z przeniesieniem stolicy do Tbilisi wiąże się wiele legend. Jedna opowiada o tym jak to zraniony na polowaniu jeleń przemył rany w źródle z okolic Tbilisi i ozdrowiał. Druga opowiada o sokole królewskim, który złowił bażanta i odleciał, jednak wkrótce został znaleziony martwy wraz z bażantem w gorącym źródle nieopodal. Król po zjedzeniu gotowanych ptaków postanowił, że jest to idealne miejsce na stolicę. (Troszkę oczywiście zmyśliłam – chodzi mi o posiłek z gotowanego ptactwa).
„Tbili” oznacza ciepły i stąd nazwa miasta, tak to już jest, że w każdej legendzie jest prawda i są tu w okolicy faktycznie liczne źródła, a także łaźnie siarkowe. Niestety nie wypróbowałam…
Tbilisi jest przepięknym miastem, chociaż złożonym jakby z dwóch różnych, tak było chyba od wieków, znalazłam cytat z XIX wieku: „Wjazd do Tyflisu od strony rogatki Moskiewskiej i Erywańskiej to wjazd do dwu różnych miast, zupełnie do siebie niepodobnych. Tu jedzie się szeroką prostą ulicą (Prospektem Gołowińskim) – tam, pokonując jedno wzniesienie za drugim, trzeba się przedzierać przez ciemne, kręte, bezładne i ciasne ulice starego miasta… Tu jest przestrzeń, tam ciasnota… Tyflis… to swego rodzaju Janus, który jednym obliczem spogląda w kierunku Azji, a drugim w kierunku Europy…” – i nadal tak jest mamy tu nowoczesne dzielnice pełnego blichtru, dbałe o detal, z drogimi sklepami, hotelami, restauracjami i obok stare miasto z walącymi się domami, zaniedbanymi ulicami, maleńkimi, ciasnymi sklepikami z nie wiadomo, jakich czasów i straganami ulicznymi, na których można kupić zioła, owoce, warzywa i łakocie jak na przykład czurczchele – wyglądające jak kiełbaski przysmaki z zagęszczonego soku z winogron i orzechów włoskich. Jednak ta całość przynajmniej dla turysty składa się na niezwykle ciekawy można by rzec tygiel. Możemy tu znaleźć zabytki z V wieku, a niedaleko za rogiem nowoczesne rozwiązania architektoniczne. Pełno tu monumentalnych pomników i maleńkich przeuroczych rzeźb. Malutkich restauracyjek z przepysznym jedzeniem gruzińskim i ekskluzywnych restauracji i kawiarni serwujących specjały zupełnie niezwiązane z Gruzją tylko, po co 😉 gdy jedzenie gruzińskie jest tak przepyszne!
Nad miastem na wzgórzu góruje Matka Gruzja – gigantyczny pomnik, do którego można dojść na piechotkę zwiedzając po drodze ruiny twierdzy Narikala lub wjechać za nieduże pieniądze wagonikiem, co polecam w szczególności nocą, gdy miasto jest oświetlone i wygląda bajecznie. Wagoniki odjeżdżają z nabrzeża rzeki Kury, z którego to miejsca widać między innymi przedziwny nowoczesny most dla pieszych i bardzo dziwne rury z przeznaczeniem na teatr muzyczny zaprojektowane przez włoskich architektów, nad nimi na wzgórzu budynek parlamentu, a na prawo stary most, a nad nim na kolejnym wzgórzu kościół i Wachtanga na koniu. Tbilisi otoczone jest wzgórzami i leży na wzgórzach, co dodaje mu malowniczości, jako że domy najczęściej z pięknymi tarasami czy rzeźbionymi w drewnie balkonami, nie dość, że przytulają się do siebie to jeszcze wystają jedne nad drugimi tworząc malownicze można by rzec obrazy.
Chyba z każdego miejsca widoczny jest też sobór Trójcy Świętej – Cminda Sameba – trzecia najwyższa prawosławna świątynia na świecie, konsekrowana w 2004 r. Wybudowana wedle starej sztuki architektonicznej – widzieliśmy nawet jak rzeźbiarze wykuwali rzeźbienia na kolumnach. Zbudowana z wielkim rozmachem, a widok na miasto z tarasu jest nieoceniony.
Koniecznie należy zajść do katedry Sioni, w której przechowywany jest krzyż św. Nino niezwykłej kobiety, która w III wieku sprowadziła do Gruzji chrześcijaństwo. Jej krzyż jest bardzo charakterystyczny z ramionami złożonymi do dołu i przewiązany włosami Nino. Inną ważną kobietą, która doprowadziła Gruzję do rozkwitu w XIII wieku jest królowa Tamar. Za czasów jej panowania powstał epos Szoty Rustawelego „Witeź w tygrysiej skórze”, którego duże partie zna na pamięć podobno niejeden Gruzin.
No i oczywiście Aleja Szoty Rustawelego musi być malownicza i pełna ciekawych miejsc i zaułków, upodobali sobie ją też uliczni sprzedawcy obrazów i książek. W okolicach Suchego Mostu dla odmiany można, jeśli ktoś lubi pomyszkować wśród staroci.
Po mieście można wałęsać się godzinami, co i rusz odkrywając coś nowego. Jako, że jest tutaj pełno wzgórz, co i rusz znajdujemy się w miejscu z przepięknym widokiem. W nocy z ciemności wyłaniają się niezwykłe zabytki oświetlone na ciepły słoneczny kolor, kawiarnie zapraszają do swoich wnętrz, robi się romantycznie, a na słynnej ulicy Shardeni można posiedzieć w wybranej kafejce pogawędzić i porozmyślać przy lampce gruzińskiego wina, a z pewnością wiecie, jakie to pyszne wina! Podobno można tu siedzieć do ostatniego gościa, ale ja nie próbowałam!
Zapomniałam też zawiązać szmatkę na gałązce drzewa życzeń, które można spotkać w Gruzji na przykład w Tbilisi, z czego wynika, że muszę wrócić!
© ZDJĘCIA WŁASNE.
dziękuję za wspaniałą podróż poTbilisi
cieszę się,że się podobała 🙂
Aniu, ciekawie to opisujesz przeczytałam chyba wszystkie odcinki, wszystkie zdjęcia i zauważyłam, że usunęłaś zdjęcie jak Zaza usuwa kamień z drogi jak wracaliśmy z Uszguli. Przepis na chinkali, który dałaś jest prosty, jak zrobię to się pochwalę.
Hej, fajnie że Ci się podoba, faktycznie Zaza nie usuwa już kamienia z drogi 😉
zrób koniecznie chinkali, robi się w sumie łatwo, a jest przy tym dużo frajdy. Polecam obejżenie filmu instruktażowego, chociaż zdzjęcia też tłumaczą co i jak