Ostatnio ktoś mnie spytał o podróż życia, czy to była ta, a może inna. Powiem szczerze, że nie wiem, która podróż była podróżą życia. Może każda po trochu…
Ta pierwsza z czasów „komuny” z plecakiem ponad 30 kilowym wypchanym jedzeniem. Absolutne zachłyśnięcie się przygodą, przekroczeniem granicy wolnego kraju, jeżdżenie gdzie dusza zapragnie, lub gdzie autostop akurat rzuci! Plecak coraz lżejszy, noce gwiaździste i niebo nad nami i ta młodzieńcza niefrasobliwość! Morze, góry, niesamowite ruiny i zabytki…
A może pierwszy wyjazd samochodem? No może trochę przesadziłam – maluchem, ale za to aż na Kretę. Podróż, w czasie, której maluch psuł się w każdym mijanym kraju, aby w ostatnim walnęła skrzynia biegów! Podróż w czasie, której na pytanie czy Kreta to górzysta wyspa, sprzedawca biletów zapewnił nas, że to jedna wielka równina, wykorzystując naszą niewiedzę – a było się uczyć geografii! Może pomylił słowo” równina” z „górą” i wcale nie chodziło mu o premię od sprzedanych biletów? Podróż w czasie, której nasze ostatnie oszczędności zabrał nieuczciwy „cingciarz” jugosłowiański zostawiając nam w zamian pakiet bezużytecznej makulatury i skazując na dość ubogi powrót do domu!
A może to radosne wyjazdy z wyświechtanym plecakiem w polskie góry, spanie na podłodze schroniska i poranna rosa zapraszająca radośnie na następną cudowną wspinaczkę.
A dlaczego nie święta Bożego Narodzenia w Porto u córki z przedziwnymi daniami i wspaniałą pełną śmiechu włóczęgą nocną i dzienną. Wystawy, rower, pyszna ośmiornica w restauracji nad oceanem.
A może jednak, gdy ona miała 5 lat i weszła ze mną i przyjaciółmi na prawie 2500 metrów do niezwykłego schroniska alpejskiego, miejsca postoju dla wspinaczy wysokogórskich, z małym rozlanym stawem źródlanym obrośniętym szczypiorkiem i odwiedzanym przez ciekawskie kozice?
Albo wyjazd bez większego planu po prostu żeby pomóc przywieźć rzeczy i powłóczyć się to tu to tam.
A dlaczego nie przepakowywanie walizek z okazji wyjazdów na projekty i szkolenia? Bo czy nie jest niezwykłym uczenie się w czasie podróżowania i spotykanie ciekawych ludzi? Wymiana doświadczeń, przygotowywanie zajęć i zmęczenie takie, że się zastanawiasz jak wstać następnego dnia?
A gdyby postawić poprzeczkę wysoko, to może rejs po Morzu Irlandzkim z przerażającym wyjącym sztormem i nocami pełnymi gwiazd lub szarych fal wyjących po horyzont.
A może w takim razie krótki lot, gdy to ja pociągam za linki i trzymam życie w swoich rękach. Bo cóż z tego, że lecę tylko 10, 15, czy 30 minut, jeśli pamiętam to przez resztę swoich dni!
A taki najdalszy najbardziej egzotyczny wyjazd, czemu nie on miałby być wyjazdem marzeń?
Choć może wygra 600 km na piechotę, bo ciągle mnie dziwi, że tak daleko można zajść!
Ale z pewnością to te momenty, gdy wszystko zależy od Ciebie. Gdy zmęczenie jest przyjemnością, gdy wysiłek prowadzi do celu i gdy każdy dzień jest wyzwaniem…
Może być daleko, może być blisko, po prostu jest wyjątkowa.
A jaka jest naprawdę wyjątkowa podróż – podróż przez życie po prostu!
Nic dodać, nic ująć. Jesteś niezwykłą podróżniczką 🙂
z uśmiechem na twarzy 🙂
Podróz przez zycie, bo pięknie jest żyć i tą podróżą się delektować niczym najpiękniejszym smakiem świata. 🙂
Podróże wiem na pewno dotykają naszych kontynentów wyobraźni.
Serdeczności ;)!
No własnie „delektować się podróżą przez życie” i docenić każdy dzień, bo każdy jest wyjątkowy, nawet jeśli tylko przez chwilę…
Pięknie ujęte. Życie jest podróżą życia.
Każda wyprawa na pewno zostawia niezatarte wrażenia, każda przynosi nowe doznania, smaki i wzbogaca nasze wnętrze. Nie można wskazać tej jednej, najważniejszej…