Od wielu dni moje myśli krążą wokół problemu, który dotyczy nas wszystkich, bo to jest problem wszystkich ludzi.
Zastanawiam się kilka razy dziennie, co stanie się z uchodźcami. Ale zastanawiam się też, co ja w ogóle myślę na ten temat.
Zazwyczaj nie mam problemu z rozpoznaniem swoich przekonań, ale tym razem długo zastanawiałam się, jakie są…
Z jednej strony pojawia się jakaś obawa przed nieznanym chyba. Zastanawia mnie, że ta obawa najbardziej łączy kraje postkomunistyczne, czego się boimy w takim razie? Boimy się, że ktoś nam zabierze nasz kraj? A może boimy się, bo u nas właściwie nie mieszka prawie nikt z zagranicy i to jest coś zupełnie nieznanego, a przed nieznanym zawsze czujemy lęk? A może jesteśmy zachłanni i nie potrafimy się dzielić z innymi? A może wydaje nam się, że jak ktoś wyznaje inną religię to jest niebezpieczny, to samo ze strojem, z wyglądem?
A przecież za chwilę mówimy, że jesteśmy bardzo tolerancyjni. Bo łatwo być tolerancyjnym, gdy nic się nie dzieje, gdy nas nie dotyczy.
Zapominamy, że my też byliśmy uchodźcami do Ameryki Północnej, do Ameryki Południowej do Europy, że chociażby w czasie stanu wojennego Austria przyjęła 30 tysięcy Polaków i większość z nich była uchodźcami ekonomicznymi, a nie politycznymi, co teraz wypominamy innym.
Gdybyście mieli wybierać kraj, gdy już zdecydowaliście się na tułaczkę, jaki byście wybrali? Ten bogaty, czy ten biedny?
Gdybyście wyobrazili sobie swojego syna, ukochanego, który ma do wyboru zabijać, albo uciekać zdziwilibyście się, że nie chce zabijać i nie chce zginąć?
Gdybyście mieli rodzinę, czy nie poszedłby z obozu przejściowego ojciec, mąż, brat szukać miejsca, do którego mógłby ściągnąć resztę – kobiety i dzieci?
Czytałam ostatnio wypowiedź o Nowym Jorku i multikulturowym życiu. Pomyślałam, że to pewnie nie najlepszy przykład, bo Stany w ogóle z założenia są multikulturowe, bo przecież założone zostały przez można powiedzieć imigrantów, a w Europie to się dzieje w zupełnie inny sposób – Europa staje się multikulturowa. Jednak chodzi po prostu o to czy można żyć obok siebie, szanować się, lubić i dzielić się wartościami?
Myślę i myślę i doszłam do wniosku, że chciałabym móc spojrzeć w oczy drugiemu człowiekowi z Syrii, Afganistanu, Czeczenii, Strefy Gazy czy innego kraju, w którym ten człowiek nie mógł godnie i bezpiecznie żyć i znalazł się w moim kraju i może jest moim sąsiadem.
Myślę też, że ten, kto ucieka przed uciskiem sam nie jest ani ekstremistą, ani terrorystą jest po prostu człowiekiem w potrzebie.
Wiem, że to nie jest łatwy problem, bo sama się z nim zmagam. Wiem, że mamy Polaków w Kazachstanie, którzy czekają na pomoc nas swoich rodaków. Wiem, że wiele osób ma kłopoty związania końca z końcem i myśli sobie, dlaczego im się nie pomaga tylko obcym. Jednak myślę, że nam kiedyś też pomagano i my powinniśmy pomóc teraz w miarę naszych możliwości.
To czego ja się boję to zachowań agresywnych i tej różnicy kulturowej, która w moim kraju nie pozwoliłaby mi czuć się nadal swobodnie i bezpiecznie. Tego, że ludzie którzy wybrali mój kraj nie akceptowaliby mojej kultury i chcieliby narzucić swoją. Nie wiem też jakbym się czuła w tak wymieszanym narodowościowo mieście jak Londyn, czy Paryż, bo nigdy nie mieszkałam w takim mieście dłużej niż dwa tygodnie.
Wiem też, że problem dużej ilości imigrantów w Polsce jest w pewnym sensie odległy, bo mało, kto z uchodźców chce w Polsce zostać, jednak jest trochę takich osób sama poznałam Czeczenkę i studenta ze Strefy Gazy i wiecie, co? To bardzo fajni ludzie.
A wy, co myślicie?
Wiesz, też mam takie same odczucia – bardzo mieszane. Jeszcze bardziej wpływa na to fakt, że sama mieszkam za granicą i do tego w kraju dość multikulturowym (Irlandczycy słyną z otwartości). Mogłabym sypać przykładami na tak i na nie.
Właśnie tak sobie myślę, że odpowiedź wcale nie jest ani biała, ani czarna…To jest bardzo trudna sytuacja i powinna być rozwiązana mądrze i spokojnie…Zwłaszcza, że mówimy o ludziach potrzebujących pomocy czy chcemy tego czy nie.
Dzisiaj wracałam wieczorem przez miasto i minęła mnie Wietnamka z córeczką na rowerze, jechała do pracy, albo do kogoś pracującego w wietnamskim barze. Żyje w moim mieście i nic się nie dzieje. Z pewnością jest jeszcze tutaj miejsce dla innych ludzi z innych krajów, nie wiem dla ilu, ale z pewnością jest…
nie mieszkam obecnie w PL,ale również mam mieszane uczucia. Od ponad roku mieszkam w IRL i Irlandczycy nie traktują mnie jak wroga. Są otwarci na obcokrajowców. Jednak patrząc na życie w PL,to rząd powinien chyba najpierw pomóc „swoim”,gdyż naprawdę ogrom ludzi tej pomocy potrzebuje.
pozdrawiam serdecznie. 😉
Dziękuję za komentarz 🙂