Babie lato nastało. To chyba moja ulubiona pora roku – takie lato dla leniuchów, z niesamowitym światłem, pełne kolorów i zapachów.
Mój las ucichł i ptaki przestały mnie budzić o świcie, gdzie poleciały nie wiem, znam tylko kierunek – południe.
Z orzechów włoskich spadają przepyszne orzechy – trzeba się tylko pochylić. Zrzucają też swoje owoce kasztanowce i dęby. Te ostatnie czasami w czapeczkach, co wywołuje mój uśmiech i aż mi żal, że wyrosłam z ludzików, moje dziecko również, a wnuków jeszcze brak. Może gdzieś w ukryciu wieczorową porą jednak jakiegoś zrobię?
Jazda rowerem stała się absolutnym relaksem i radością, że jeszcze ciągle jest ciepło.
Tak się wspaniale złożyło, że przejeżdżając w dół moim lasem dojeżdżam do ogrodu rodzinnego, w którym czekają teraz na nas jabłka, pigwy, resztki malin i jeżyn i oczywiście miła atmosfera.
Ech babie lato, marzy mi się, żeby się spakować i pojechać w góry, gdzie czasami już jedną część zbocza potrafi zmrozić i na grzbiecie pojawia się jakby przedziałek szalonego wzgórza z trawami do połowy rudymi, a do połowy siwymi. Niestety na razie nie mogę tego zrobić, ale jest, na co czekać…
Zrobiłam pierwszy raz w życiu dżemy z owoców czarnego bzu i rokitnika i wyszły pyszne. Jeśli chodzi o przepis to po prostu trzeba wsypać owoce do garnka, dosypać cukru, zagotować przełożyć do słoiczków i zapasteryzować. Moje własnie cichutko terkoczą w wielkim garze 🙂
ładnie nazrywał :)))
🙂
Nawet rower dostosowany do przewożenia bukietów kwiatów 🙂 Jeszcze paprotka by weszła z tyłu.
Spróbuję następnym razem 😀
Babie lato pełne radości, takiej pełnej, spełnionej, bo owocowo-orzechowo-kwiatowej:)
Babie lato ułatwia – jest takie hojne i delikatne 🙂