Za oknem przesuwają się obrazki z szarej komunistycznej Polski, właśnie wprowadzili kartki na mięso, cukier, czekoladę i wódkę. Dla mnie to tylko świstek papieru – mięsa akurat nie jadam, herbaty nie słodzę, czekolady jeść nie muszę, a od wódki wolę wino. Pociąg mknie do Lublina, jadę na moją wymarzoną, wolną i wspaniałą uczelnię Katolicki Uniwersytet Lubelski, na którym poznam, czym jest szacunek do człowieka i tolerancja. Gdy na innych uczelniach będą przerabiać filozofię marksistowską my będziemy się spotykać ze sławami podziemia, a na cudownym dziedzińcu uczelni odwiedzi nas Papież i porozmawia z nami rozśmieszając, co chwilę w tych jakże kameralnych warunkach.
Jeśli akurat, w którejś z sali wykładowych będzie się uczył wywrotowy student, razem wyjrzymy przez okno, żeby popatrzeć na śledzącego go ubeka.
Te czasy, pomimo wyraźnych uciążliwości będę wspominać z łezką w oku, toteż Lublin pozostanie dla mnie miejscem sentymentalnym…
Wysiadam w nim zawsze na przerwę w podróży do Polski południowo-wschodniej. Przerwa wypada dosyć wcześnie rano, więc zaczyna się w jednej z właśnie otwieranych kawiarni na starym mieście. Zapach kawy i smakowite ciastko lub kanapka zjedzone z widokiem zabytkowych kamienic to jest coś, co lubię. Pamiętam stare miasto z czasów studiów – rozpadające się kamienice o obdrapanych, a nawet pękających murach. Kawiarnia? – Jedna, no może dwie i bar mleczny. Po zmroku za Bramę Krakowską lepiej było nie wchodzić, chyba, że w dużej grupie i to uważnie licząc, co pięć minut, czy wszyscy ciągle są…
Przygotowania planu filmowego „Morowe Panny”, w którym Lublin udaje Warszawę:
Nie wiem, czy było dużo starówek, które były niebezpieczne w tamtych czasach, ale ta była. Na szczęście to się zmieniło, teraz jest to klimatyczne miejsce pełne przytulnych kawiarni. Starówka lubelska jest dosyć nietypowa, właściwie nie ma rynku, schodzi od Bramy Krakowskiej w dół i kończy się Bramą Grodzką, za którą przechodzimy na zamek po pięknym moście-nie-moście. Na zamku jest warta zobaczenia niezwykłej urody gotycka kaplica Trójcy Świętej, jedna chyba z piękniejszych w Polsce. Freski, które pokrywają jej ściany zostały zatynkowane w XVI wieku i odkryte ponownie w XIX.
Wieża Trynitarska i widok z niej na Lublin:
Poniżej zamku przed wojną mieściła się dzielnica żydowska, jest tutaj nadal budynek synagogi, obecnie zamieniony w sklep i dom mieszkalny oraz okolony wysokim murem cmentarz żydowski.
Powyżej starego miasta za Bramą Krakowską zaczyna się Krakowskie Przedmieście obecnie zamienione na deptak, wszystko się zmieniło, pojawiło się mnóstwo świetnych pubów, kawiarni i restauracji.
Krakowskie Przedmieście:
Nie zmieniła się moja uczelnia, która jak zwykle przywitała mnie cudownym spokojem dziedzińca, na którym stoi rzeźba z Karolem Wojtyłą i Stefanem Wyszyńskim przedstawiająca słynny moment, gdy wybrany już Papież usiłuje powstrzymać klękającego przed nim kardynała Wyszyńskiego. Oczywiście my studenci mieliśmy inne wytłumaczenie na tę chwilę. Rzeźba stoi przed studencką stołówką, toteż żartowaliśmy sobie, że dostojnicy szepczą sobie na ucho „dzisiaj znów mielony na obiad”.
Niedaleko KUL-u na Placu Teatralnym powstało niesamowite architektonicznie miejsce – Centrum Spotkania Kultur – mieszczą się w nim sale wystawowe i widowiskowe. Miałyśmy szczęście, ponieważ w czasie naszej wizyty akurat eksponowane były fotografie z kolekcji „Genesis”, jednego z moich ulubionych fotografików Sebastião Salgado.
Sam budynek CSK rodził się w bólach przez 40 lat, w latach 70 poprzedniego już wieku zaczęto tu budować teatr, miał być największym i najnowocześniejszym w Polsce, a stał się Teatrem w Budowie, czyli niekończącym się placem budowy. Dopiero w 2015 roku zakończono zamysł, jednak już w innej formie nadanej przez architekta Bolesława Stelmacha, który zaprojektował nowoczesną bryłę z multimedialną fasadą. Bryłę, która wchłonęła ściany i elementy Teatru w Budowie”.
Wystawa Salgado była zachwycająca, wiadomo mistrz. Jednak zachwyciły mnie również wnętrza CSK, będące same w sobie sztuką formy i światła.
Nie wiem, kiedy znów zdarzy mi się przejechać przez Lublin, ale chciałabym się następnym razem zatrzymać na dwa dni i powałęsać po jego zakamarkach dłużej.
ZDJĘCIA WŁASNE ©
Nigdy tam nie bylam mimi ze moje obecne miasto I Lublin roznia sie tylko jedna litera ; ) Dziekuje za wycieczke.
Proszę bardzo i po Dublinie się z Tobą na Twoim blogu przechadzałam 🙂
Lublin urzeka, a kaplica Trójcy św. to prawdziwa perełka …
Właśnie tak 🙂
Pięknie opowiadasz, bardzo miło się czytało:)
Dziękuję, cieszę się 🙂
O którym budynku konkretnie mowa: „jest tutaj nadal budynek synagogi, obecnie zamieniony w sklep i dom mieszkalny ” ?
Przy ulicy Lubartowskiej 10