Nie, nie kupiłam ani dywanu, ani kożucha, ale tylko dlatego że dywan nie zmieściłby się w walizce, a kożuchów nie noszę…
Rzecz w tym, że kupowałam kilka drobiazgów, a zawsze słyszałam od znajomych, że co do ceny warto się trochę potargować. No to do roboty! Powiem szczerze, że nie jestem w tej sprawie ekspertem, ale jak to mówią kto pyta nie błądzi.
Jednak nie wynik finansowy jest w tej opowieści istotny, a herbata!
Otóż muszę przyznać, że bez względu na ostateczną cenę, sprawa kończyła się pytaniem „może herbaty?”. Herbata pojawiała się po chwili, świeżo zaparzona i aromatyczna, w pięknej maleńkiej tureckiej szklaneczce w kształcie tulipana, a z nią miła pogawędka troszkę na migi, troszkę z pomocą nowoczesnej technologii. Aż żałuję, że wyjeżdżam, bo targowałabym się co kilka dni dla przyjemności wypicia herbaty i rozmowy 😉
Super
🙂
I pamiętam, że ja wróciłam z Turcji z… herbatą 🙂
Tak samo zresztą z Maroka.
Ja wrócę z przyprawami 🙂 herbaty też uwielbiam!
A mnie targowanie się bardzo stresuje 😛
Mnie też, dlatego jest mało skuteczne ;-D Ale tu gdzie jestem polega tylko na spytaniu czy istnieje możliwość, czy nie… zazwyczaj istnieje 😀
Z takiej szklaneczki herbata musi wspaniale smakować 🙂
Tak to prawda 🙂
Pingback: Herbata po turecku | fabryka czasu ulotna
wszystko dla … herbaty 🙂
😀