Betlejem miasto nie tylko z kolędy

Jest szabas z ulic zniknęli pracujący Żydzi. Powędrowali na spotkania i celebracje rodzinne i spacery.  Wieczorem gwarnie powędrują do ściany płaczu, by modlić się, śpiewać i tańczyć. Tym niemniej funkcjonowanie Jerozolimy ustało…

Wsiadamy w palestyński autobus ze stacji autobusowej pod Bramą Damasceńską,  jadący do Betlejem. Jest ich sporo i jadą stosunkowo często.

Zastanawiamy się jak to będzie na check-poincie, jednak okazuje się, że wygląda po prostu jak bramka na autostradzie i właściwie nas nie kontrolują – co innego w drodze powrotnej, bo wtedy wjeżdżamy z Palestyny na teren Izraela. Jak wygląda mur? Zupełnie jakby to była ściana wygłuszająca hałas, czyli jak zwykle turysta ma poczucie, że nic specjalnego się nie dzieje…

Betlejem to miasto, do którego nie mają wstępu Izraelczycy, leżące przy granicy i odgrodzone od niej murem. Jest to jedna z enklaw zarządzanych przez Autonomię Palestyńską.

Dojeżdżamy do miasteczka i wchodzimy od strony pchlego targu, który robi na nas wrażenie. Ulice obłożone są różnego rodzaju śrubkami, kółkami, częściami do urządzeń, o których przydatności mają pojęcie tylko sprzedający i kupujący. Jest gwarno i tłoczno.

Naszym oczom ukazuje się mężczyzna z pięknym gigantycznym miedzianym dzbanem ozdobionym kolorowymi kwiatami. Zaciekawieni podchodzimy, żeby spytać czy to herbata, okazuje się, że jest to jallab – słodki napój z melasy winogronowej, daktyli i wody różanej. Pijemy nasze przedziwne kompoty, na szczęście są przyjemnie chłodne.

 

Mijamy stoiska z gotowanymi nasionami cieciorki, bobu i łubinu, prażone orzechy i migdały w łupinkach wymieszane z nerkowcami.

Dochodzimy do części z ubraniami, która przypomina wystawę „bambetli” – ulice obłożone są po prostu „wywalonymi łopatą” ubraniami pozwijanymi ze sobą w niedbałej gmatwaninie starych materiałów. Jest nawet „hurtownia” – czyli puste pomieszczenie z leżącymi na środku materiałami i już mam zrobić zdjęcie, gdy widzę, że na ich wierzchołku siedzą zadowolone dzieci, opuszczam aparat…

Nagle zaczepia nas Palestyńczyk i zaczyna opowiadać o swoim mieście i postanawia zostać naszym przewodnikiem. Prowadzi nas na tyły uliczek, pokazuje między domami Izrael i wzgórze, z którego wystrzelono rakietę niszcząc jeden z domów, w którym zginęła rodzina. Prowadzi nas w to miejsce, a jako, że robi się dziwnie pusto postanawiamy podziękować mu serdecznie za usługi i czym prędzej wracamy na tętniące życiem uliczki.

w oddali Izrael, wzgórze z którego strzelano

Kierujemy się na plac przed Bazyliką Narodzenia Pańskiego zbudowanej w IV wieku. W jej wnętrzu możecie obejrzeć Grotę Narodzenia Chrystusa. Obecnie Bazylika jest w gruntownym remoncie, co utrudnia jej zwiedzanie. Wiąże się z nią legenda – w VI wieku fasada pokryta była mozaiką, a na niej widniała scena pokłonu Trzech Króli, przedstawionych w tradycyjnych strojach perskich. Gdy wtargnęli do miasta najeźdźcy Perscy pustoszący Ziemię Świętą zobaczyli na fasadzie mędrców w perskich strojach i zdecydowali się Bazyliki nie niszczyć. Inna ciekawostka to tzw. Brama Pokory, przez którą wchodzi się do świątyni z placu. Drzwi mają 1.30, co powoduje, że musicie się przy wchodzeniu pokłonić, wejście zmienione zostało bodajże w XII wieku, widać nad nim łuki zamurowanej bramy z VI wieku.

Następnie udajemy się do Groty Mlecznej – niewielkiego kościółka, który powstał w miejscu, w którym Święta Rodzina zatrzymała się w czasie ucieczki do Egiptu, by Maria mogła nakarmić dziecko. Podobno uroniła kroplę mleka na skałę, która zmieniła kolor na mleczny i właśnie tę skałę w kościółku możecie zobaczyć.

Przy tej samej uliczce Milk Grotto zwiedzić możecie maleńki warsztat z figurkami i rzeczami użytecznymi wyrzeźbionymi w drewnie oliwkowym. Warto zakupić coś nawet małego…  Z dachu warsztatu roztacza się piękny widok na Betlejem i okolice.

Szwendamy się uliczkami Betlejem, zjadamy w restauracji przy głównym placu przedziwne danie z czerwoną cebulą usmażoną z sokiem z cytryny i kurczakiem rozłożonymi na razowym placku i małe pieczone w gorącej oliwie paszteciki o różnych kształtach i nadzieniach. Do tego jest przebój, czyli lemoniada z miętą, od której napój jest barwy zielonej z zielonym kożuszkiem z rozdrobnionych listków mięty. Wspinamy się na uliczki i suk, które ciągną się do przystanku autobusowego, a które są pełne straganów tym razem z pięknym rękodziełem, wyrobami ze skóry, smakołykami i przedziwnymi pamiątkami.

Mała perfumeria, kupujemy przelewane z flakonów do małych buteleczek zapachy ręcznie robione w Bethlehem

Wracamy do Jerozolimy i padamy w parku w cieniu litościwych drzew…

© ZDJĘCIA WŁASNE

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s