Jesień to czas, kiedy najpiękniej jest na spacerze.
W Warszawie zamarzył mi się spacer nad Wisłą, pewnie są piękniejsze miejsca, jak Wilanów, czy Łazienki, ale ja chciałam nad Wisłę. Wisła płynie przez całą Polskę wpływa w końcu u nas w Trójmieście do morza, więc postanowiłam odwiedzić jej… brzuch?
Wcale nie jest to proste, nad Wisłę, taką z plażami się udać, ale okazało się, że można połączyć spacer nadwiślański ze spacerem po pięknej dzielnicy Saska Kępa, w której znajduje się podobno geometryczny środek Warszawy. Dzielnicy leżącej na lewym brzegu rzeki. Przez chwilę wyobraziłam sobie czasy, gdy mieszkańcy Saskiej Kępy mogli usłyszeć odgłosy Powstania Warszawskiego, zobaczyć ogień i dym, ale odgoniłam te myśli….
Popatrzyłam w lewo tam Gruba Berta, no to popatrzyłam w prawo, o tam ładnie, zakola i mosty idziemy w prawo!
Znaleźliśmy dziką plażę ze starszą parą siedząca na przewalonym pniu, wędkarzy marzących o wielkiej rybie, rowerzystów wzbijających suche liście z ziemi, biegnących biegaczy marzących o krzepkim ciele i po prostu spacerowiczów.
Wisłą płynęła przedziwna łódź z domorosłym żaglem, może to wodny traper przemieszczał się w następne miejsce postoju…
Zapachy i kolory jesieni, piękne olchy z malowniczymi pniami. Mgła, a za nią mosty i Pałac Kultury – ja tam się cieszę, że został, jako ciekawostka z dawnych czasów, między innymi ze swoimi posągami niby z greckich mistrzów zaczerpniętymi, tylko w majtkach i innych dziwnych strojach i pozach.
W oddali mosty, a wśród nich Most Poniatowskiego, na którym 12 maja 1926 r ok godziny 17 doszło do spotkania Piłsudskiego z prezydentem Wojciechowskim. Marszałek chciał ustąpienia gabinetu Witosa, prezydent żądał natomiast kapitulacji przeciwnika. Burzliwe chwile tuż sprzed Przewrotu Majowego.
Saska Kępa to dzielnica głównie kamienic, które zaczęła budować inteligencja już w latach 30, dzielnica, która nie ucierpiała zbytnio w czasie wojny. Miała być budowana według popularnej w latach międzywojennych koncepcji Miasta Ogrodu. No właśnie, a potem wszystko się pozmieniało i w latach 70 na obrzeżach Saskiej Kępy, wybudowano osiedla „mrówkowców” ku wielkiej dezaprobacie mieszkańców kamienic, którzy nową dzielnicę nazwali z pogardą „chamowo”. W jednym z dziesięciopiętrowych wieżowców zamieszkał Miron Białoszewski i napisał tam swój dziennik z życia blokowiska dając mu tytuł właśnie „Chamowo”.
Ale my spacerujemy po miejscach, w których zatrzymuje się pęd Warszawy, tutaj wśród starych kamienic, gonią się wiewiórki, w małych sklepikach można kupić piękne zegary, przemyślne zabawki, piękne ubrania, naprawić buty u szewca.
Na chwilę można się przysiąść przy ulicy Francuskiej do Agnieszki Osieckiej, która podobno zależnie od pomysłowości odwiedzających może siedzieć w szaliku, czapce, chuście, dzisiaj trzymała pod pachą bukiet kwiatów. Na stoliku przed nią leżą porozrzucane kartki z tekstami piosenek.
Podobno tutaj na Saskiej Kępie lubiła siedzieć w kawiarenkach Sax i Sułtan, może wymyślała teksty piosenek, a może po prostu marzyła o czymś, albo zamyśliła się nad wczorajszym dniem, życiem…
…Życie nie stawia pytań,
życie po prostu jest,
czasem zębami zgrzyta,
a czasem łasi się jak pies…
W kawiarence Rue de Paris przy kawie i ciastku francuskim z orzechami i migdałami, żadnej piosenki nie napisałam, ale było miło odpocząć po pięknym spacerze.