Wczoraj, czyli 13 listopada o godzinie 19 miałam wielką przyjemność znaleźć się na ulicy Jowisza gdzie Teatr Zajechał.
Nie było łatwo znaleźć domu, w którym spektakl miał miejsce, ale wytrwali i waleczni widzowie trafili z pewnością, nawet Ci z daleka. Bo pomimo tego, że ideą projektu realizowanego przez artystów skupionych w Klinice Kultury, a finansowanego przez Miasto Gdynia oraz wszystkich jego przyjaciół jest ożywienie w jesienne dni dzielnic poprzez zawitanie w nich teatralnych widowisk, zawsze znajdą się ludzie spoza dzielnicy, którzy-gdzieś-tam-jakoś-tam o inicjatywie się zwiedzieli i tłumnie napchanymi samochodami na dzielnicę w tym wypadku Chwarzno zjechali.
Trafić było i trudno i łatwo, gdyż po krótkiej pracy detektywistycznej pod podanym na plakacie adresie – czyli chwarznieńskiej szkole i nakreślonym ręką woźnej kierunkiem ruchu „tam za fotografem w domu prywatnym” człowiek udał się we wskazane okolice, a po nadchodzących sąsiadach z ciastami w ręku, oraz oświetlonym wejściu domyślił się, że oto jest na miejscu.
Gospodyni pięknie nas powitała i zaprosiła na piętro nieco strwożona, że może miejsc już brakuje, ale jak się chce gdzieś być to się człowiek zawsze zmieści.
I zaczęło się – wydarzenie niezwykłe i nietypowe, jak gdzieś za jakichś konspiracyjnych czasów powstań, czy stanu wojennego zebraliśmy się radośnie podnieceni w prywatnym mieszkaniu, na maleńkiej przestrzeni z kozą w rogu i portretami przodków na ścianach na przedstawieniu „Mateczka” Witkacego.
Witkacego osobiście nie znałam, ale myślę, że byłby zachwycony.
„Scena przedstawia salonik…przy kanapie stoi stół…” ( z: ” Matka” )
„Matka. – Niesmaczna sztuka w dwóch aktach z epilogiem” z 1924 roku, z liczną obsadą, została przekształcona w „Mateczkę” sztukę jednoaktową z dwiema osobami – matką i synem.
Czuliśmy wszyscy- zarówno publiczność, jak i aktorka Ida Bocian oraz reżyserka Ewa Ignaczak, że chwila jest niezwykła.
Zaczęło się, kto sztukę widział na przykład latem na Stacji Gdynia Główna to może pamięta, że sztuka zaczyna się w sposób absolutnie wciągający do swojego „wnętrza”. Krzyk budzącej się mateczki Idy Bocian spowodował podskoczenie widowni, która już do końca z zapartym tchem, zamyśleniem, śmiechem i ciekawością zagłębiła się w świat matki zamartwiającej się synkiem wałkoniem i syna intelektualisty-domorosłego-filozofa. Fantastycznie zagrane role mężczyzny i kobiety przez jedną aktorkę, w skromnej scenografii, która wtopiła się doskonale we wnętrze pokoju przeniosło nas na jakiś czas w świat wyobraźni Witkacego – świat świetnie spisany i absolutnie aktualny.
Przejścia od postaci matki do syna zaznaczone były w przewrotny sposób gestów, mimiki i głosu.
Okazało się nagle, że na ścianie wisi portret ojca, który staje się ojcem Leona – synka Mateczki.
Zachwycający był moment, w którym aktorka mówi do nas – stojąc przecież na dotknięcie ręki w bliskości nieznanej nam z teatru „Proszę się wynosić, precz z mego domu” – moment, w którym niemalże zastanawialiśmy się wyjść czy nie wyjść – zostaliśmy.
Syn pyta się nas” gdzie są buty mojej matki, przed chwilą tu stały” – nikt mu nie pomaga, chociaż wszyscy widzą buty leżące pod ścianą – znajduje je sam i burczy do nas „dziękuję”.
Nie będę opowiadać, ani analizować sztuki, bo nie jest to moja rola ani nie mam takiej wiedzy, jednak przedstawienie było fantastyczne. Adaptacja tekstu i gra mistrzowska.
Po zakończeniu większość widowni wraz z teatrem i gospodarzami domu pozostała na miejscu częstując się przepysznymi ciastami i ponczem. Chwila, w której można było porozmawiać o sztuce, o wrażeniach, zadać pytania reżyserce i aktorce zmienionej nie do poznania bez charakteryzacji.
Ida Bocian i Ewa Ignaczak przyznały, że ich marzeniem było wejście ze sztuką do domów, do ludzi, jak za dawnych lat i pomimo wielkiej tremy i nietypowych warunków przedsięwzięcie uznały zgodnie z publicznością za niezwykle udane.
Z pewnością trudno było odnaleźć się na scenie trzy metry na dwa niemalże oko w oko z siedzącymi widzami, jednak wielkie dzięki składam Teatrowi Stajnia Pegaza i twórcom projektu Teatr Zajechał.
Jest to jedna z tych chwil, w których uwielbiam moje miasto…
Za zdjęcia dziękuję Pani Marzenie Chojnowskiej z Teatru Gdynia Główna.