Narracje z przestrzenią miejską w Gdańsku

Są takie niepowtarzalne chwile w mieście, kiedy można powłóczyć się nocą po zakamarkach dzielnic odległych na co dzień. Tak właśnie jest teraz w Gdańsku. W te listopadowe ponure dni można uczestniczyć w wydarzeniu ”Narracje” – skorzystać z pomocy przewodnika i wysłuchać jego opowieści, lub też samodzielnie z mapą imprezy wyruszyć na poszukiwania instalacji zapachowych, świetlnych i dźwiękowych w przestrzeni miejskiej.

Zaczynamy od Długiego Targu gdzie możemy znaleźć mapy i przewodnika w osobie własnej. Następnie na ulicy Powroźniczej poszukamy zapachów, od razu nasunęło mi się „Pachnidło” Patricka Süskinda, na szczęście Grenouille’a nie spotkałyśmy, a i zapachy były mniej wyszukane, czy kojarzyły mi się z targowiskami, wątpię, ale fajnie było powęszyć na dobry początek.

Następnie udajemy się za Motławę na Długie Ogrody. Przez setki lat handlarze i rzemieślnicy mieli tutaj doskonałe możliwości zbytu dla swoich usług i towaru, było tu czynne wielkie targowisko.  Jest to dzielnica jakby niedokończona, tylko częściowo zabudowana i rozwinięta, taka pozostała w swojej przeważającej części, znajdziemy tu wiele domów w ruinach, kanały, podwórka wokół starych kamienic, spalone mury rzeźni i słupki z nieistniejącego muru otaczającego nieistniejący cmentarz. Wśród nich piękne kamienice i urocze uliczki. Przestrzeń idealna na narrację artystów z mieszkańcami, widzami i otoczeniem. Poszukujemy tego, co minęło, tego, co pozostało w naszej pamięci i tego, co trwa. Odkrywamy naszą wyobraźnię.

Mijamy mężczyznę podlewającego egzotyczne rośliny w oranżerii mieszczącej się na fasadzie Hotelu Gdańsk, a dochodząc do Ołowianki nad Nową Motławą patrzymy na nieistniejący most, choć moglibyśmy przysiąc, że istnieje. Mijamy kamienicę, z której okien słyszymy wspominki dwóch sióstr. Zbliżamy się do mostu, aby przekonać się, że faktycznie jest to tylko „widmost” Tomasza Domańskiego.

Spacerkiem dochodzimy do obszaru ograniczonego ulicami Szafarnia, Na Stępce, Długa Grobla i Długie Ogrody, by odkrywać w niej dźwięki i obrazy. Nagle na ścianie budynku zobaczymy kobietę niszczącą białe kartki, na których usilnie poszukuje zapisu jakichś myśli, ale jest tylko biel, litery zniknęły,  Alexandra Guillot niszczy „potencjalność słów, czyta tekst, który nie istnieje”… „Być gdzieś i doskonale wiedzieć, że wkrótce wrażenie bycia tam zniknie; chcieć zatrzymać to uczucie w sobie” ile razy nas to spotkało?

Idziemy dalej – na ulicy stoją samochody przykryte złotymi pokrowcami odbijając światło latarni, cenne skarby mieszkańców? Złoty garaż gdański…

A oto na ścianie nagi i grubaśny Tongijczyk zajada przy stole owoce morza, może z okolicznych targowisk, które już nie istnieją, ale czy on istnieje?

Nad ulicą wiszą kule na sznurkach – pamiętacie pocztę sznurkową – przesyłanie liścików pomiędzy kamienicami? O! Niejeden z nas pamięta jak wysyłał lub odbierał listy, a niejeden pamięta jak marzył żeby to zrobić…

Henryk Glaza i Paweł Seroka umożliwili nam spotkanie z mieszkańcami i ich wspomnieniami z dzieciństwa spędzonego wśród otaczających nas ulic. Fajnie posłuchać wspomnień spacerujących okolicznymi ulicami ludzi, które często okazują się naszymi wspomnieniami, zabawy na podwórku do późna w nocy, zakopywanie sekretu z płatków kwiatów i kolorowych złotek przykrytych szkiełkiem, wędrówki po pamięci…

Idziemy do wielokrotnie podpalanych murów rzeźni, stoją tu na statywach kamery reporterów, a w nich płonie rzeźnia – „Jaka piękna katastrofa” – trzeba ją sfilmować. W tle kikuty murów zabytkowego budynku. Przy ognisku przycupnęły dzieci, żeby ogrzać sobie ręce.

c1

Idziemy dalej.

Gregory Bennett ukazuje na ścianie w głębi podwórka obraz uwięzionych na małej przestrzeni ludzi w ciągłym, jakby bezsensownym ruchu tworzących coś na kształt cielesnej architektury, rozwijającej się co jakiś czas w kwitnące ogrody.

Podążając dalej dowiemy się jak zaparzyć herbatkę jesienną z „Zielnika czarownic” i odnajdziemy na ścianach najprzeróżniejsze kształty i stwory. Od czasu do czasu wiatr przyniesie nam przedziwne dźwięki.

Następnie aleją wśród drzew uzupełnionych o gałęzie pełne liści zrobionych na szydełku lub drutach przez Juliette Laird, a może dzieci. Patrząc na nie pomarzymy o lecie, jednak autorka, chce nam tym samym przypomnieć o wywiezionych z tych terenów dzieciach i ich opiekunach do Nowej Zelandii, w ilości 813 dokładnie tyle ile jest wełnianych liści.

Spacer zaprowadzi nas do murów śmietnika przykrytego prowizorycznym dachem i umeblowanego – czy to już jest mieszkanie? Spytamy się po cichu samych siebie zauważając, że troszkę tak wygląda. Czy mieszkaniem jest w takim razie każda przestrzeń ograniczona ścianami i dachem zasiedlona przez człowieka i jego meble? W oczach wyobraźni widzę mojego znajomego ze Strefy Gazy, którego pokój właśnie tak wyglądał – pozorne bezpieczeństwo domowego ogniska wykradzione zgliszczom…

Obrazy na murach, instalacje w powietrzu, dźwięki przeplatane cichymi rozmowami mijanych osób, wszystko to wplecione w zarysy budynków, latarni, okien z ciepłym światłem lub ciemnością.

Wędrować i odkrywać przestrzeń możemy bardzo długo, na koniec czekają na nas obwoźne bary i stoliki przy ogniu oraz sala koncertowa. Po drodze spoglądajcie na witryny, może znajdziecie w nich stare pamiątkowe zdjęcia…

„Narracje” potrwają do 17 listopada. Możecie znaleźć informacje o nich na stronie: www.narracje.eu

© ZDJĘCIA WŁASNE.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s