Uwielbiam owoce morza, targi rybne i zapach morza i oceanu. Mule możliwe, że są najmniej pociągające, chociaż z drugiej strony nie zgodzę się z tym, bo jeśli przygotuje się je wraz z muszlami to danie staje się niezmiernie interesujące. Nie wspomnę, że jak zwykle w przypadku dań „wodnych” lekkie i zdrowe.
Oto przepis na dwie żarłoczne osoby:
Składniki:
800g – 1kg muli w muszelkach
Pomidory dwa, lub puszka krojonych pomidorów
Pęczek lub prawie pęczek pietruszki
Średniej wielkości cebula
2 ząbki czosnku
Szklanka czerwonego lub białego wytrawnego wina
Świeżo zmielony pieprz
Do roboty:
Mule czyścimy z piasku i wodorostów, jeśli takowe na nich są. Otwarte mule, jeśli po stuknięciu o blat nie zamkną się wyrzucamy, bo to znaczy, że są niezdatne do spożycia.
Szklimy drobno pokrojoną cebulę na maśle, pod koniec dodajemy cieniutko pokrojone ząbki czosnku, możemy lekko posolić, pamiętając, że owoce morza mają w sobie sól morską i więcej nie potrzebują.
Mule wrzucamy do głębokiego garnka, zalewamy winem, dodajemy pomidory pokrojone w kostkę i zeszkloną cebulę z czosnkiem, posypujemy świeżo zmielonym pieprzem i dusimy na wolnym ogniu około 10 minut mieszając drewnianą łyżką lub potrząsając garnkiem, pod koniec duszenia dodajemy posiekaną natkę pietruszki i chwilę dusimy.
Uwaga, jeśli mule nie otworzą się w czasie gotowania, należy do nich nie zaglądać tylko wyrzucić 😉
Zapalamy świeczki, nalewamy wina do kieliszków (no właściwie białego, chociaż ja nie jestem skrupulatna w tej kwestii) i podajemy mule.
Jemy w głębokich miseczkach z chrupiącą bagietką, którą wyjadamy również sos.
Mmmm, smacznego.
© ZDJĘCIA WŁASNE.
Uwielbiam mule, pod każdą postacią, chociaż my najczęściej przygotowujemy je na piwie. 🙂
O, ciekawe, nigdy nie słyszałam, poproszę o przepis 🙂
Codziennie rano, gdy odprowadzam dziecię do szkoły mijają mnie samochody dostawcze ze świeżymi rybami ciągnące z północy, z Donegal, do Sligo lub dalej. Zapaszek się za nimi unosi odpowiedni. Uwielbiam ryby i wszystkie morskie potwory, ale – przepraszam – zapach portu mnie odrzuca. Gdy w pewną sobotę przejeżdżalismy przez Killybegs (największy port w Donegal), ogromne rybackie kutry odpoczywały od pracy na morzu, musiałam zamknąć okna w samochodzie i nie zwiedziłam miasta
Jesteś pierwszą osobą ,jaką znam, która deklaruje zamiłowanie do zapachu targu rybnego!
Mule zacne, chętnie bym się dosiadła 🙂
też mnie to zaskakuje ;-P
Jadam tylko w restauracjach owoce morza… Nie wiem, czy byłabym taka odważna i sama je ugotowała, jakoś zawsze mam na myśli zatrucia pokarmowe i tego typu sprawy… 🙂 Może czas najwyższy się odważyć?
Z pewnością! jeśli kupisz świeże owoce morza to możesz jeść spokojnie, a jak się sprawdza świeżość muli i ostryg jest we wpisie https://fabrykaczasuulotna.wordpress.com/2014/10/03/ostryga-czyli-przygoda-dnia/
😉