Właśnie wróciłam z pachnącego anyżem, piernikami i innymi specjałami Berlina, w którym wraz z Adwentem rozpoczęło się jarmarczne świętowanie. Jarmarków jest mnóstwo bywa ich nawet grubo ponad setkę.
Najpiękniejszy jarmark jest na placu Gendarmenmarkt. I nic dziwnego, bo i plac, na którym się znajduje należy do jednych z najpiękniejszych w Europie. Otoczony jest ze wszystkich niemal stron monumentalnymi zabytkami, do których należą Katedra Niemiecka, Katedra Francuska i Sala Koncertowa, przed którą na cokole stoi Friedrich Schiller.
Gdy chodzimy pośród kolorowych straganów pełnych smakołyków takich jak marcepany, pierniki, suszone jabłka i pachnące gorące kasztany cały czas spoglądają na nas z wysokości święci.
Gdy zmarzniemy czekają na nas gorące napoje i jadło od białych kiełbasek w sosie curry po placki, sery na ciepło, a na bigosie skończywszy. A jakby ciepłe jadło nie pomogło są tutaj skarby jarmarczne zamknięte w gigantycznym namiocie, które podziwiając możemy się ogrzać. To tutaj kuszą nas pierścionki, gwiazdy, lampiony i inne wspaniałości, jak na przykład drewniane szopki z wiatrakiem na górze, który poruszany jest ciepłym powietrzem zapalonych na dole świeczek.
Ale co tam mała drewniana szopka, niemalże na każdym placu można zobaczyć taką samą szopkę tylko, że w rozmiarach piętrowego domu. No trochę przesadziłam i to nie z rozmiarami szopki, ale ze stwierdzeniem, że na każdym jarmarku – bo widziałam tylko cztery, a jest ich jak mówiłam o wiele więcej!
Przenosimy się na Potsdamer Platz, gdzie dopada nas głód i pałaszujemy kiełbaskę w sosie curry. Pychotka. Jest już noc, chociaż ciemności o tej porze roku zapadają dość szybko, ale w tym otoczeniu stają się po prostu przepiękne. Przy tym placu, gdyby ktoś chciał może zjechać ze sztucznego zbocza na wielkiej oponie pędzącej jak torpeda i cudem zatrzymującej się w odpowiednim miejscu. My nie zdecydowałyśmy się, bo już na sam widok chciało nam się krzyczeć!
Najsmutniej, a więc i najzimniej było nam na Alexander Platz dnia następnego, musiałyśmy napić się jajecznego napoju alkoholowego, podgrzanego i podanego z przepyszną bita śmietaną, mniam! Obejrzałyśmy szopko-wiatrak i karuzelę i szybko wróciłyśmy posłuchać chóru babciowego, który tego dnia okazał się być chórem dziecięcym na przepięknym Gendarmenmarkt. Dzieci śpiewały prześliczne spokojne świąteczne piosenki, a babcie pieśni skoczne, porywające stopy do stukania i boki do huśtania.
Odwiedziłyśmy jeszcze nocną porą jarmark przy placu Breitscheidplatz, w dzielnicy Charlottenburg, gdzie nad wesołymi światełkami i daszkami stoisk górował przepiękny kościół Pamięci, czyli Kaiser-Wilhelm-Gedächtnis-Kirche. Kościół został zniszczony w czasie bombardowania w 1943 roku i pozostawiony, jako pomnik antywojenny. Przyznaję, że robi wrażenie.
Było tak bajecznie i kolorowo, chociaż mróz szczypał nasze nosy, że z chęcią pojechałabym znowu i może za rok, kto wie…
© ZDJĘCIA WŁASNE.
Alez nastrojowo. Ten alkoholowy napij jajeczny mnie intryguje 😉
Bardzo kolorowo. Napój jajeczny bym powiedziała, że jest to rozwodniony mlekiem advokat. Podobno cos podobnego we Włoszech nazywa się bombardino. Muszę przyznać, ze zazdroszczę Berlińczykom tych jarmarków i tego, że sobie tam wieczorami spędzają czas, bo w takie smutne i zimne wieczory w tych kolorach i niewielkich cenach jedzenia fajnie spotkać się ze znajomymi.
Miałam jechać za kilka dni do Berlina na Jarmark, ale plany się musiały zmienić, bo zdrowie ważniejsze. Cudny klimat, już czuje się, że święta tuż tuż 🙂
No to trzymam kciuki za zdrowie, a co się odwlecze to nie uciecze jak to mówią 🙂
Dzięki 🙂 Już kiedyś miałam okazję być na takich jarmarkach w Niemczech i wiem, że jest to niesamowite przeżycie, dużo radości przede wszystkim 🙂
i smakołyków 🙂
kuszące zjawisko :))
Oj bardzo!