Wielkie podniecenie na peronie Warszawy Centralnej, za chwilę wyruszy Pendolino numer trzy. Wokół biegają pracownicy EIP informując, że bez biletu do Pendolino wejść nie można. Aparaty w rękach i oto wjeżdża On piękny wymarzony szybki i niebieski pociąg łączący Warszawę z Gdynią w trzy i pół godziny, a Gdynię z Krakowem w sześć! Łoł, góry w zasięgu ręki po prostu!
O la Boga! Nie zdążyłam pstryknąć w nerwach, w odpowiednim momencie!
Wchodzimy podekscytowani, ale czy to pociąg czy samolot? Jednak pociąg. Jedzie cichutko, a w trakcie informują nas ponownie, że biletów w pociągu kupić nie można, chyba że za dodatkowe 650 zł po czym daje się słyszeć uspakajające dźwięki Chopina.
Podchodzi pani i przeprowadza ankietę, pytając czy jestem zadowolona z pociągów Pendolino? No bardzo, ale znam je od jakichś 20 minut!
Faktycznie w środku panuje cisza i na razie pustki, może jest jeszcze za wcześnie, a może pasażerowie nie wiedzą, że da się też kupić tańszy bilet.
A tu przestronnie czyściutko, wygodnie kawa podana do numeru, żyć nie umierać. Za oknem mkną obrazy rozmyte…
Z ekranów wzdłuż przejścia można się dowiedzieć jak wygląda pingwin i miś polarny, ale też, że kawa rozpuszczalna po Czesku to „kawa rozpustna” hm! Czy polską podali czy czeską – zamyśliłam się na chwilę?
Uwaga! Oto następna pani rozdaje pamiątkowe długopisy! A tu już z głośników dobywa się głos informujący o niezwykłej grze w znalezienie w okolicach siedzenia magnesu, za który obsługa podaruje coś! Już to pełzną po czystych podłogach podróżni radośnie w poszukiwaniu magnesów i oto dobywa się z płuc okrzyk mam, mam znalazłem! Radość w naszych sercach wezbrała, a nie zazdrość, boć przecież wszyscy podekscytowani i szczęśliwi jesteśmy, że już do Warszawy z Gdyni nie osiem godzin a trzy i pół nas czeka.
Wszystko super by było, gdybym w XX wieku pisała tę wiadomość, a nie XXI, ale co tam, lepiej przecież późno niż wcale!
© ZDJĘCIA WŁASNE.