Lądujemy w Hanoi i prawie od razu znajdujemy busik, który za niewielką opłatą dowozi nas pod sam hotel. Na dodatek kierowca wydaje resztę! Hm, czyżbyśmy zmienili kraj?
Zostawiamy rzeczy w pokoju bez okna, znaczy okno jest tylko, że na korytarz… To dosyć częsta procedura wietnamska – na booking. com wprowadzany jest tani pokój, którego oczywiście na miejscu nie chcesz, a obsługa natychmiast zadaje Ci pytanie, czy nie wolałbyś ładniejszego tyle, że droższego? Nie, dlaczego mielibyśmy zmieniać pokój? Przecież bardzo lubimy żeby inni mieszkańcy hotelu mogli na nas rzucić okiem, gdy sobie śpimy!
Idziemy na spacer, no i coś zjeść. A tu niespodzianka, ulice puste! No gdzieś tam w kilku miejscach mieszkańcy spożywają coś na chodnikach, ale tak poza tym wszystko zamknięte na trzy spusty. Na dodatek chodzi pani sprzątająca ulice, a jej nadejście uprzedza dźwięk dzwonka. No trudno idziemy spać, lekko przestraszeni, że stara dzielnica Hanoi to jakaś pomyłka.
Rano śniadanko, poznaję smak marakuji i natychmiast się zakochuję w tym owocu. Następnie wychodzimy i zakochuję się po raz drugi, tym razem w Hanoi!

Częsty widok w Wietnamie – nad drzwiami wiszą klatki ze śpiewającymi ptaszkami
Wszystkie uliczki w koło tętnią życiem i kolorami, a nad tym wszystkim pochylają się piękne brodate i rosochate drzewa. Ludzie zajmują się swoją codziennością, kobiety chodzą z koszami pięknie ułożonych owoców i warzyw, rzemieślnicy i sklepikarze oczekują na klientów. Ulicami oczywiście suną skutery, ale jakoś inaczej niż w Sajgonie. Wszystko ma jakiś ład i porządek, chociaż jest absolutnie zwariowane.
Wyruszamy na podbój jeziora Hoan Kiem i czerwonego mostu zwanego Mostem Wschodzącego słońca, który prowadzi na maleńką wysepkę z pagodą Ngoc Son. Nieopodal na drugiej wysepce widać maleńką Żółwią Wieżę, która pięknie prezentuje się po zmierzchu, gdy jest podświetlona, zresztą to samo dotyczy mostu. Jezioro mieści się w samym sercu miasta. Podobno w V wieku bogowie zesłali w to miejsce ówczesnemu cesarzowi magiczny miecz, który pozwolił mu wygrać z chińskim najeźdźcą. Pewnego dnia już po wojnie, gdy władca łowił ryby na jeziorze, wynurzył się z niego żółw i zabrał miecz, z tego właśnie powodu jezioro nazywa się Jeziorem Zwróconego Miecza. Podobno do tej pory żółwie żyją w jeziorze i wygrzewają się na samotnej wysepce z Żółwią Wieżą.
Wrócimy tutaj wieczorem do Miejskiego Wodnego Teatry Kukiełkowego na niezwykłe przedstawienie, w którym scena wypełniona jest wodą, w której pojawiają się kukiełkowe ludziki, smoki i inne stwory, a wszystko przy dźwiękach wietnamskiej muzyki granej przez maleńką orkiestrę znajdującą się nad sceną.
Tymczasem kierujemy się ku Świątyni Literatury, która w X wieku została wzniesiona na cześć Konfucjusza i która jest jednocześnie pierwszym uniwersytetem Wietnamu. Jest to przepiękne miejsce pełne harmonii i natchnienia. Do uczelni prowadzą cztery wspaniałe dziedzińce. Możemy tutaj też podziwiać kamienne stelle postawione w okresie XV-XVIII w na cześć tym, którzy uzyskali tytuły doktorskie. Stelle stoją oczywiście na żółwiach, starych i mądrych zwierzętach.
Jedyne miejsce, które wprowadziło niepokój w nasze serca to więzienie Hoa Lo zbudowane przez Francuzów w 1896 r. Więzienie, którego mury widziały wiele cierpienia walczących o wolność Wietnamczyków, więźniów politycznych i kobiet wietnamskich wspierających partyzantów. W latach wojny wietnamskiej przetrzymywani byli tutaj jeńcy wojenni, a wśród nich amerykański senator John McCain. Jako, że jest to ważna część historii tego miasta i Wietnamu, myślę, że jest to punkt obowiązkowy zwiedzania miasta.
Wracamy do obecnych czasów na kolorowe uliczki Hanoi i cieszymy się, że to, co widzieliśmy to już historia… Czeka nas wspomniany wodny teatr i włóczęga po pięknie oświetlonym centrum i zasypiających powoli uliczkach starego miasta.
Z Hanoi wyjeżdżamy pociągiem, który toczy się przez środek miasta niemalże ocierając się o mijane budynki!
© ZDJĘCIA WŁASNE
Miło tak oderwać się na chwilę od szarej rzeczywistości, dzięki Twojej relacji miałam całkiem udany wieczór 🙂
Miło coś takiego przeczytać! 🙂 Cieszę się, że przyczyniłam się do udanego wieczoru 🙂
Pingback: Wietnam – co warto wiedzieć przed wyjazdem | fabryka czasu ulotna