Książka „Ćwiczenia z utraty” jest z pewnością smutna, ale jednocześnie pełna ciepła i jakiejś wewnętrznej siły. Kto z nas nie przeżywał śmierci bliskiej osoby…bo przecież śmierć, choć jest wpisana w nasze życie zawsze zaskakuje, zawsze przychodzi nie w porę i nie chce odejść sama…
Agata Tuszyńska, żegna się na kartkach swojej książki z ukochanym. Czytając książkę, która często jest po prostu przepływającymi myślami, gdzieś zawieszonymi pomiędzy życiem, a śmiercią, mogłam pomyśleć o sobie bliskiej osobie, która odeszła, ale nie w dramatyczny sposób, a wręcz przeciwnie spokojnie z zamyśleniem i wspomnieniem tych ważnych momentów, które się zdarzyły. Mogłam na nowo się pożegnać, chociaż stało się to dawno.
Książka przepełniona jest miłością i walką o godność umierania, godność, której i mnie nauczono…
Walka o życie przyjaciela Agaty Tuszyńskiej graniczyła często z cudem niewiarygodnego ozdrowienia na czas jakiś. Niesamowity wysiłek w walce o chwile, których coraz mniej. Jednak, jakie to chwile – ślub w tradycji żydowskiej, czy ostatni wyjazd na narty, pożegnalna podróż do Polski.
Zamyśliłam się też nad tym, co przyznała autorka, że nagle zamieszkali na każdy dzień razem, jednak za późno, by trwało to wieczność.
Zaczytałam się w „Ćwiczeniach z utraty” i cieszę się, że natrafiłam na tę pozycję, aby spędzić trochę czasu na granicy ciszy i bólu. Pogodzenia się z utratą, które nigdy do końca się nie spełnia.
Zachęcam do przeczytania.