Ten dzień jest w kolorze ochry, brązu i zieleni, po prostu niezwykły. Wyjeżdżamy z Sidi Ifni w południowym Maroku i kierujemy się ku górom Antyatlasu. Początkowo przez płaskie tereny, a potem krętymi i malowniczymi serpentynami do klasztoru koranicznego zawieszonego nad gigantyczną doliną.
Mijamy miasto i wioski, coraz bardziej archaiczne zbudowane po prostu z kamieni. Na zboczach pola wyrwane górom zrobione na wąskich tarasach przypominające uprawy z Chin.
Wśród czerwonych kamieni i jadowitych kaktusów przepiękne kolczaste arganowce powyginane od surowych warunków na wszystkie strony. Czasami mają obrośnięte pnie zupełnie jakby nosiły zieloną wełnianą skarpetę.
Gdy dojechaliśmy na przełęcz, stwierdziliśmy, że pora na ciepłą marokańską zupę, po wyjściu z auta okazuje się, że temperatura zrobiła się z letniej jesienna, a wiatr jest zimny i porywisty, wdzierający się w najdalsze zakamarki naszych ubrań – idziemy, więc czym prędzej do kawiarni na kawę, gdyż zupy niestety nie mają. Po czym jedziemy dalej. Prowadzi nas GPS i znaki, które są zupełni niezrozumiałe – na szczęście mają obrazek klasztoru.
Po dotarciu na miejsce okazuje się, że klasztor właśnie jest w rozbudowie, stara część jest jednak ładna otoczona ni to parkiem ni ogrodem. Młodzi mnisi studiujący tutaj Koran pozwalają nam przejść przez wnętrze klasztoru na drugą stronę na półkę skalną, są zachwyceni wizytą, rozmawiają z nami i chętnie pokazują miejsce gdzie się uczą.
Przechodzimy na drugą stronę na niesamowite półki skalne. Wiatr wieje tak, że nieomal nas porywa. Ja zakutana we wszystko, co miałam przypominam nieco strojem pasterkę, z którą ucinam sobie pogawędkę na migi. Osiągamy pewien stopień porozumienia zrozumiały tylko dla kobiet i żegnamy się z uśmiechem 🙂
Idziemy dalej i dochodzimy do starych ruin, może poprzedniego klasztoru? Dochodzimy z trudem do krawędzi zbocza i czym prędzej wracamy do samochodu. Brrrr, takiego wiatru, o takiej sile i temperaturze dawno nie zaznałam…
Wracamy znowu w dół na drugą stronę przełęczy. Kończy się benzyna i burczy nam w brzuchach! Na szczęście uzupełniamy braki i kierujemy się ku zachodzącemu słońcu do Sidi Ifni na mix z ryb, kalmary i koktajl z awokado.
Niech żyje przygoda!
ZDJĘCIA WŁASNE
w góry mogę i zygzakiem 😉 pozdrawiam zazdroszcząc wprost 😉
to prawda – w góry zawsze 🙂
tam wolność człowieka i wielkość świata idą w parze 🙂
dobrze powiedziane – poetycko