Pora na Świętą Górę z Gdyni

Jakiś czas temu poświęciłam trochę czasu, żeby zebrać najważniejsze gdyńskie kapliczki przydrożne do wpisu, wtedy też dowiedziałam się o Świętej Górze, czy inaczej Górze Świętego Mikołaja w Gdyni, miejscu kultu dla jednych, tajemnych mocy dla innych, albo po prostu miejscu spacerów. Muszę przyznać, że upłynęło wiele czasu zanim tam dotarłam, głównie z tego powodu, że nie chciało mi się jechać na Chylonię, z której jest najkrótsze dojście do Świętej Góry.

Nie wiem, z jakiego powodu, chyba to zrządzenie losu, ale na FB wskoczyło mi zaproszenie na spacer z kijkami od Witomina do Św. Góry organizowany przez PTTK Klub Turystyczny Wybrzeże. Niewiele myśląc postanowiłam się do przejścia przyłączyć. Zgromadziło się naprawdę wiele osób – może i z pół Gdyni 😉 w wieku od chyba 8 – 81 lat. I tu zatrzymam się na chwilkę, albowiem 81 lat to wiek szacowny, mój podziw dla pani Zofii, bo takie imię nosi zacna seniorka był tym większy, że cały czas była na czele naszego peletonu, a przeszliśmy ponad 12 km! Nasza grupa była tak duża, że wzbudzała niegasnące zadziwienie wśród wędrujących lasem samotników, niejednego wprowadzając w chwilowe osłupienie.

Do Góry szliśmy przepięknymi ścieżkami począwszy od przystanku przy cmentarzu witomińskim, gdzie wspięliśmy się na wzgórze i podążając ku ulicy Olsztyńskiej weszliśmy do lasu na przedłużeniu ulicy Kwidzyńskiej, która w tym miejscu łączy się z ulicą Olsztyńską.

Następnie towarzyszył nam szlak rowerowy, w zasadzie można by powiedzieć, że szliśmy kierując się na ścieżki lekko skręcające w lewo, dopiero na dużym skrzyżowaniu leśnych dróg odbiliśmy w prawo wraz z niebieskim i czerwonym szlakiem rowerowym.

Trasa jest wspaniale wypoczynkowa i zdumiewająca, czasami czułam się jak w górach, gdyż idzie się głównie grzbietem wzniesienia i często spogląda na doliny i korony drzew w oddali. Przechodzi przez kładkę nad trasą Kwiatkowskiego, z której roztacza się widok na Oksywie.

Święta Góra to miejsce istniejące od wieków. Niedawno znaleziono nawet w zboczu góry grób zacnej postaci, sądząc po bogatych ozdobach z czasów jeszcze łużyckich, co oznaczałoby, że miejsce to cieszyło się zainteresowaniem od epoki brązu.

Kapliczka łączy się z legendą uratowania żeglarzy zmagających się ze sztormem, którzy podobno zbudowali ją w podziękowaniu  Św. Mikołajowi chroniącemu między innymi ludzi morza. Według danych historycznych natomiast kapliczka wybudowana została na życzenie sołtysa z kaszubskiej rodziny Kurów w XVIII wieku. Kapliczka była piękna z pruskim murem, kryta dachówką. Tak czy inaczej od momentu powstania kapliczki stało się to miejsce celem pielgrzymek w dni krzyżowe i 6 grudnia. Pielgrzymi przynosili różnego rodzaju wota, a skoro byli pielgrzymi z podarkami, to i pojawili się rabusie. Podobno znaleziono tutaj różnego rodzaju mniejsze lub większe skarby, a wśród nich niewielki medalik z wizerunkiem św. Benedykta odstraszający demony. Podczas budowy ulicy Morskiej (ówczesnych Czerwonych Kosynierów) znaleziono gliniany garnek zawierający 1464 monety z XVIII w – prawdopodobnie zakopany łup rozbójników.

Więcej tutaj i tutaj .

My wspięliśmy się na górę, każdy z własnym kamykiem symbolizującym grzechy i smutki, które pozostawia się na wzgórzu w nadziei na lepszy los. Obyczaj raczej nowy sądząc po niewielkiej górce usypanej z wniesionych kamieni. Trochę przypomina mi to zwyczaj z drogi do Santiago de Compostela, gdzie również pozostawia się pod pięknym żelaznym krzyżem na Górze Cruz de Ferr kamień niesiony spod samego domu.

W okolicy kapliczki swego czasu była studnia z uzdrawiającą wodą. Podobno pod górą faktycznie zaczynają się wody rzeki Chylonki, które mają w tym miejscu właściwości samooczyszczające się, gdyby więc studnia przebita była do tego cieku, miałaby zapewne zalety leczniczej wody źródlanej. Według legendy miała właściwości uzdrawiające, które straciła, gdy jeden z chłopów nadużył jej mocy obmywając ślepe oczy konia. Koń wzrok odzyskał jednak od tego czasu woda straciła swoją moc. Na górze zamieszkiwał wówczas, od wielu już lat pustelnik Weseli, który dbał o kapliczkę i studnię, a zmarł ze zgryzoty zamartwiając się, że nie upilnował świętej wody ze studni. Po jego śmierci kapliczka i studnia powoli uległy zniszczeniu. Od tego też czasu zakończyły się pielgrzymki, a miejsce uległo zapomnieniu, by powrócić do łask w latach 90 XX wieku. Z czasem zbudowano tutaj dwie kapliczki – jedną z Matką Boską, a drugą ze Św. Mikołąjem, ułożono kamyki w kształt różańca i postawiono ławeczki.

Pora wracać lasami na Witomino – przy wprawnym poruszaniu się po leśnych ścieżkach można zrobić pętlę i wrócić na Witomino przez ulicę Demptowską i leśną drogę łączącą Dom za Falochronem z Pustkami Cisowskimi, a ciągnącą się tym razem pod trasą Kwiatkowskiego.

Wędrowanie polecam i dziękuję organizatoro za miły spacer.

fot: PTTK Klub Turystyczny Wybrzeże

Korzystałam z opowieści przewodnika wycieczki p. Joanny Statuch i wielbiciela Gdyni p. Michała Miegonia oraz linków powyżej.

 

© ZDJĘCIA WŁASNE

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s