Wyruszamy z Gdyni w kierunku Mikoszewa, potem przez Stegnę do Kątów Rybackich, a w drodze powrotnej do Drewnicy i zwodzonym mostem przez Żuławkę do Gdyni. Przygotowane mamy smakołyki piknikowe i małego grilla, dodatkowo posiłek dla psa, który dzielnie nam towarzyszy w wycieczce.
Naszym pierwszym miejscem jest Mikoszewo, w którym przy mapie zagaduje nas miejscowy strażak i zaprasza na festyn strażacki, opowiadając przy tym radośnie kawały strażackie. Festyn jak festyn radosny i dosyć spokojny, ale zgromadził wioskę w niedzielne przedpołudnie na miłym spotkaniu sąsiedzko-rodzinnym, nawet na mszy strażackiej pod gołym niebem, której już nie widziałyśmy…
Jedziemy dalej w kierunku Wisły – Przekop, żeby przejść się malowniczym brzegiem rzeki w kierunku morza. Słońce rozgrzało rosnące tam drzewa iglaste przesycając powietrze olejkami eterycznymi z igliwia. Po drugiej stronie rzeki ciągnie się równie urokliwa grobla kończąca się Łachą Mew. Można tutaj napotkać tłuste foki i obserwować ptactwo, o czym pisałam tutaj. Jedna i druga strona jest warta spaceru, a łączy je przeprawa promowa.
My jednak wracamy do parku w Mikoszewie, który najwyraźniej mieści się na terenie byłego kościoła ewangelickiego, po którym pozostały jedynie ścieżki i nieco zebranych płyt i rzeźb ułożonych pod drzewami i ścianami przy maleńkim cmentarzu katolickim przytulonym do niepięknego kościoła i pięknej drewnianej dzwonnicy.
Wyruszamy dalej do Kątów Rybackich na piaszczystą i prawie pustą jeszcze plażę na leniwy posiłek przygotowany pod gołym niebem. Wiemy, że we współczesnym, chociaż tym razem ładnym kościele św. Marka jest niezwykły obraz z Marią Rozwiązującą Węzły. Węzły symbolizują sprawy beznadziejne i można pięknie poprosić o ich rozwiązanie. Chociaż oryginalna modlitwa jest długa i trwa kilka dni i być może to dopiero ona skutkuje… Oryginał obrazu wisi w kościele św. Piotra w Augsburgu.
Po obejrzeniu kościoła i słynnego obrazu poczłapałyśmy do uroczego i maleńkiego portu nad Wisłą, otoczonego szuwarami, małymi łodziami rybackimi i żaglówkami.
Kąty Rybackie nam się spodobały, chociaż widać po nowoczesnych hotelach, że latem musi tu być niezły tłok.
Wracamy, a po drodze zatrzymujemy się w Stegnie przy niezwykłym kościele szachulcowym Najświętszego Serca Pana Jezusa z XVII wieku wybudowanym na fundamentach wcześniejszego kościoła gotyckiego. Niestety nie udało nam się zajrzeć do środka. Wnętrze musi być bardzo ciekawe, są w nim są unikatowe malowidła na płótnie podwieszonym do stropu i zabytkowe organy. Jestem też pewna, że przez wspaniałe okna wpada do niego światło w wyjątkowy sposób. Kościół ma na wieży stary zegar a pod nim zamknięte drewniane okiennice. Jest po prostu niezwykle malowniczy i pełen uroku. Musimy tam wrócić, zwłaszcza, że są w nim organizowane przez Filharmonię Gdańską koncerty organowe. No i pociąga nas przejazd kolejką wąskotorową, która ciągnie się przez wszystkie opisane miejscowości.
Powoli wracamy do Gdyni, ale po drodze zamierzamy przejść się po żuławskiej wiosce Drewnicy słynącej z drewnianych domów holenderskich i młyna wiatrowego zbudowanego w XVII wieku przez osadników holenderskich – menonitów. Młyn jest piękny z gankiem i dachem w kształcie odwróconej łodzi. Trudno w to uwierzyć, ale na tych terenach było jeszcze w roku 1945 ponad sto wiatraków!
Drewnicę nazywają żywym skansenem i chyba coś w tym jest. Z Drewnicy wyjeżdżamy przez most zwodzony nad Szkarpawą, który łączy ją z wsią Żuławka.
Tuż za mostem stoi w Żuławce piękny dom podcieniowy, z których słyną Żuławy, a przeczytać o jednym z takich domów i zajrzeć do jego wnętrza można tutaj.
I tak kończy się nasza malownicza wyprawa po ciągle jeszcze żółtych od rzepaku niezwykłych Żuławach i Mierzei Wiślanej…